Cain Chelsea - Archie Sheridan 02 Wirtuoz zbrodni.txt

(534 KB) Pobierz
Chelsea Cain

Wirtuoz zbrodni

Archie Sheridan 02
ROZDZIAŁ 1

Latem Forest Park jest bardzo piękny. Tego letniego dnia niebo, które nad miastem Portland ma najczęciej kolor popielaty, przezierało z trudnociš pomiędzy gałęziami choin, cedrów, osik i klonów. Licie, poruszane lekkim wiatrem, barwiły wiatło rozmigotanš, bladš zieleniš. Bluszcz i powój oplatały omszałe pnie drzew, a zarola jeżyn i paproci niknęły całkowicie pod kobiercem płożšcych się pędów. Człowiek idšcy wydeptanš pomiędzy nimi cieżkš miałby pnšcza z obu stron aż po pas. Szemrał szybko płynšcy strumień, ćwierkały ptaki. Było wprost sielankowo, zupełnie jak u Thoreau; idylliczne wrażenie psuły tylko zwłoki. 
Kobieta nie żyła już od jakiego czasu. Miała skołtunione rude włosy, a spod oderwanego płata skóry wyzierało dobrych kilka centymetrów nagiej koci czaszki. Zwierzęta poszarpały jej twarz, wystawiajšc oczy i mózg na działanie niszczšcych sił natury. W miejscu nosa ziała tylko czarna, trójkštna dziura okolona bladš kociš; oczodoły przypominały dwa leje pełne tłustego łoju o konsystencji mydła. Skóra na szyi i uszach, pokryta pękajšcymi pęcherzami, odchodziła w długich pasach, które niczym makabryczne frędzle okalały tę trupiš maskę z ustami otwartymi szeroko jak u szkieletu na Halloween. 
 Jeste tam?
Archie przypomniał sobie o telefonie przyłożonym do ucha. 
 Jestem. 
 Mam czekać na ciebie z kolacjš?
Obrzucił wzrokiem martwš kobietę. Jego tok mylenia przestawił się już na tryb pracy ledczej. Mogła przedawkować narkotyki. Mogła zostać zamordowana. Mogła wypać z przelatujšcego nad parkiem boeinga, z luku, do którego po starcie chowajš się koła; Archie widział co takiego w którym odcinku serialu Prawo i porzšdek. 
 Raczej nie  powiedział do słuchawki. 
W głosie Debbie słyszał zatroskanie; znał je dobrze. Szło mu ostatnio całkiem niele. Łykał już mniej rodków przeciwbólowych, przybrał trochę na wadze. Zdawał sobie jednak sprawę  a Debbie razem z nim  że to wszystko jest tak naprawdę palcem na wodzie pisane. Przede wszystkim dlatego, że było w tym bardzo wiele udawania. Archie udawał, że żyje, oddycha, pracuje; udawał, że idzie ku lepszemu. Robił tak, ponieważ w widoczny sposób pomagało to ludziom, których kochał. A to już było co. Przynajmniej tyle mógł zrobić. Dla nich. 
 Ale zjedz cokolwiek. Nie chod głodny  usłyszał westchnienie Debbie. 
 Co przegryziemy razem z Henrym. 
Archie zatrzasnšł klapkę i wsunšł komórkę do kieszeni marynarki. Poczuł pod palcami chłód blaszanego pudełeczka na lekarstwa, które też tam leżało; przez chwilę nie cofał dłoni. Minęło już ponad dwa i pół roku od czasu, gdy w jego życiu doszło do zdarzenia, które zakończyło się prawdziwš i dosłownš drogš przez mękę, a ze zwolnienia chorobowego wrócił dopiero przed kilkoma miesišcami. I już zdšżył złapać drugiego seryjnego mordercę w swoim życiu. Przyszło mu niedawno do głowy, że mógłby zamówić sobie specjalne wizytówki: specjalista w zakresie tropienia morderców seryjnych. Tłoczone litery... Czujšc ukłucie bólu głowy, odruchowo zaczepił paznokciem o wieczko pudełka, aby je otworzyć, ale po chwili zrezygnował i wycišgnšł dłoń z kieszeni, przeczesujšc palcami włosy. Nie. Nie teraz. 
Przykucnšł obok Lorenza Robbinsa z laboratorium medycyny sšdowej, który siedział na piętach, pochylajšc się nad ciałem. Biały kaptur kombinezonu laboratoryjnego skrywał jego dredy. Gładkie kamienie z dna strumienia były liskie od porastajšcego je mchu. 
 Gadałe z żonš?  zagadnšł kryminolog. 
Archie wycišgnšł z drugiej kieszeni długopis i nieduży notes. Za ich plecami rozbłysła lampa błyskowa  to fotograf z laboratorium kryminalnego zrobił zdjęcie. 
 Z byłš żonš  poprawił. 
 Wcišż jestecie blisko?
Archie naszkicował zwłoki kobiety na kartce w swoim notesie. Zaznaczył, gdzie dookoła stojš drzewa, jak biegnie strumień. 
 Mieszkamy razem. 
 O. 
Znowu błysnšł flesz. 
 Długo by opowiadać.  Archie przetarł oczy dłoniš. Robbins wzišł w dłoń pęsetę chirurgicznš i uniósł luny płat naderwanej skóry głowy, chcšc zajrzeć pod spód. Wymaszerowało stamtšd stado czarnych mrówek, rozsypujšc się po całej czaszce i chowajšc do ciemnej, lepkiej od zgnilizny dziury ziejšcej w miejscu nosa. 
 Psy tutaj były  oznajmił. 
 Dzikie?  zapytał Archie, wykręcajšc szyję, aby rozejrzeć się po gęstym lesie, który ich otaczał. Forest Park, bite dwa tysišce hektarów powierzchni, to największy w Stanach park miejski utrzymany w stanie naturalnym. Sš w nim zarówno miejsca ustronne, jak i zawsze pełne ludzi. Zwłoki znaleziono w częci położonej doć nisko, przez którš o każdej porze przewalał się tłum biegaczy, wycieczkowiczów i rowerzystów na góralach; na stokach pobliskich wzgórz było nawet widać kilka domów. 
 Nie, najprawdopodobniej domowe  odparł Robbins, odwracajšc się i wskazujšc zbocze wzgórza kciukiem w lateksowej rękawiczce.  Ciało leży w krzakach, nie widać go ze cieżki. Biegajš tu ludzie z psami, spuszczajš je ze smyczy. Azorek wskoczy pod krzaczek, odgryzie trupowi kawałek policzka.  Spojrzał na zwłoki, wzruszajšc ramionami.  Jego pan pomyli, że znalazł jakš padlinę, ptaka czy co tam. Pozwoli mu obwšchać okolicę i już, lecš dalej. 
 Chcesz powiedzieć, że obgryzły jš zwykle burki?
 Obgryzały. Przez kilka tygodni. 
Archie potrzšsnšł głowš z niedowierzaniem. 
 Ładnie. 
Robbins uniósł brew i jeszcze raz rzucił okiem w stronę cieżki. 
 Dziwne, że nikt nie zwrócił uwagi na zapach. 
 Był tu niedawno wyciek nieczystoci  powiedział Archie.  W jednym z domów na szczycie tego wzgórza. 
Brew kryminologa powędrowała jeszcze o kilka milimetrów wyżej. 
 I przez dwa tygodnie tak ciekło?
Archie naniósł na mapkę w swoim notesie szlak wycieczkowy, który biegł stokiem wzgórza, około dwunastu metrów nad miejscem, gdzie znaleziono zwłoki, a dalej skręcał łukiem, niknšc pomiędzy drzewami. 
 Ludzie wszystko potrafiš sobie wytłumaczyć. 
 Uważasz, że to była prostytutka?
 Chodzi o buty?  domylił się Archie. Na jednej stopie martwej kobiety zachowało się jeszcze czółenko koloru bursztynowego, z akrylowego tworzywa lucite. Drugie do pary znaleziono kilka metrów dalej, pod krzakiem paproci, zagrzebane w mchu.  Niewykluczone. Ale równie dobrze mogła to być modna trzynastolatka. Ciężko powiedzieć.  Powiódł wzrokiem po wyszczerzonych w upiornym umiechu zębach, prostych i bardzo białych na tle skrzepłej krwi i nagich chrzšstek.  Ładne zęby  zauważył. 
 Fakt  przytaknšł Robbins cicho.  Ładne zęby. 
Archie patrzył, jak Henry Sobol, jego partner, schodzi powoli, niepewnym krokiem, po stromym stoku. Pomimo upału miał na sobie czarne dżinsy, czarny T-shirt i czarnš skórzanš kurtkę. Szedł, uważnie patrzšc pod nogi, z ustami zaciniętymi w grymasie absolutnej koncentracji i ramionami wycišgniętymi na boki dla zachowania równowagi. Ten gest rozłożonych szeroko ršk, jak również gładko wygolona głowa, upodabniały go do cyrkowego siłacza. Schodził bokiem, starajšc się trafiać w lady pozostawione przez Archiego, ale miał większe stopy i za każdym jego krokiem po zboczu osypywała się mała lawina piachu i drobnych kamyków. Na szczycie skarpy stali wszyscy wezwani na miejsce zbrodni, obserwujšc go z niepokojem. Bezdomny, który znalazł ciało, rozglšdajšc się za miejscem na biwak, zadzwonił na policję ze sklepu odległego od parku o kilka przecznic. Poczekał na pierwszego funkcjonariusza, który odpowiedział na wezwanie i zaprowadził go na miejsce. Policjant długo nie utrzymał równowagi na osuwajšcym się zboczu. Zjechał na sam dół, wpadajšc do strumienia, zanieczycił miejsce zdarzenia i o mały włos nie złamał sobie nogi. W takiej sytuacji dopiero wyniki autopsji mogły dostarczyć dowodu, że w ogóle doszło do morderstwa. 
Henry dotarł na dół, mrugnšł okiem do Archiego, a potem odwrócił się i pomachał wesoło do tych, którzy zostali na szczycie. Policjanci odwrócili się jak na komendę, wracajšc do czynnoci służbowych: ogradzania miejsca zbrodni i zabezpieczania go przed stale rosnšcym tłumkiem turystów i biegaczy w sportowych strojach. 
Sobol w zamyleniu przygładził swoje szpakowate wšsy kciukiem i palcem wskazujšcym. Z zaaferowanym wyrazem twarzy pochylił się, oglšdajšc uważnie zwłoki kobiety, po czym bezzwłocznie przeszedł do konkretów. 
 Przyczyna mierci?
Robbins nałożył plastikowy woreczek na spuchniętš, pokrytš plamami dłoń i zacišgnšł tasiemkę, mocujšc go, aby się nie zsunšł. Palce, obrzęknięte i pokryte pęcherzami, były przykurczone, a łoża paznokci zdšżyły sczernieć, ale dłoń wcišż jeszcze wyglšdała jak dłoń, chociaż prawdopodobnie nie nadawała się już do pobrania odcisków palców. Po drugiej ręce kobiety, na wpół zakopanej w glebie i mchu, pełzały chrzšszcze. 
 Nie mam zielonego pojęcia  oznajmił Robbins. 
 Umarła tutaj?  indagował dalej Henry. 
 Trudno to stwierdzić, dopóki nie będziemy wiedzieć, co jš zabiło  odparł kryminolog, zadzierajšc głowę, żeby spojrzeć na niego.  Smarujesz sobie glacę politurš czy ona tak sama z siebie?
Archie umiechnšł się pod nosem. Wiosnš, na policyjnym meczu softballowym* [Softball  amerykańska gra o regułach zbliżonych do baseballu, ale rozgrywana większš piłkš, lżejszš pałkš oraz na mniejszym boisku (przyp. tłum. )], Henry i Robbins cięli się o co, i to całkiem porzšdnie; od tego czasu ich wzajemne stosunki tak się włanie układały. 
 Nie wolno już o nic zapytać?  odgryzł się Henry. 
 Wolno, jak skończę sekcję  burknšł Robbins, wycišgajšc następny woreczek. Strzepnšł go w powietrzu, po czym ostrożnie uniósł drugš dłoń kobiety i nałożył go na niš. Chrzšszcze rozbiegły się na wszystkie strony, a Henry cofnšł się o pół kroku. 
Archie zapisał co w notesie. Pamiętał dobrze, jak przed dwunastu laty, w tym samym parku, stali razem nad zwłokami innej kobiety. Ten lad naprowadził ich na trop mordercy nazwanego przez media Wirtuozem. Nie wi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin