Chris Bunch PODŁE WIATY The Scoundrel Worlds Drugi tom cyklu Star Risk Przełożył Radosław Kot Dla prawdziwych wariatów: Tima Holmana, Simona Kavanagha, Bena Sharpe'a, Grega Furlonga i Tamsina Barracka Nie zapominajšc o Barrym Grayu, Adrianie Foxmanie, Bobie MacKenziem, Nigelu Andrewsie oraz Gilu Midgelym 1 Grubas, który wyłonił się z wyjcia służbowego, rozejrzał się uważnie po okolicy. Noc była cicha i spokojna, jeli nie liczyć szumu przemykajšcych w oddali lizgaczy oraz nieustannego pomrukiwania mokrych przewodów przebiegajšcej obok hotelu prymitywnej sieci energetycznej. Mężczyzna pomylał, że teraz musi tylko przejć trzy przecznice do podjazdu przed całkiem innym, luksusowym hotelem, gdzie wcišż można było znaleć taksówki z prawdziwymi, żywymi kierowcami, wsišć do pierwszej z nich i odjechać do portu kosmicznego. Tam będzie już bezpieczny. Przeklšł się za głupotę. Co mu do łba strzeliło, żeby zatrzymać się w tej norze, chociaż stać go było na co o wiele droższego. Powinien przewidzieć, że Oni gustujš włanie w takich hotelikach, żeby zaoszczędzić na kaucje sšdowe i alkohol. Żałujšc, że nie odbył nigdy żadnego szkolenia wojskowego, zaczšł skradać się jak najciszej wzdłuż wysokiego muru. Zrobiło się naprawdę póno i była spora szansa, że Oni upili się już do nieprzytomnoci i nie będš go szukać. Wczeniej udało mu się ich oszukać, wynajmujšc dwa przyległe pokoje, jeden pod własnym nazwiskiem, drugi pod fałszywym. Gdy włamali się do pierwszego, zdemolowali go ze szczętem, nie ruszyli jednak łšczšcych go z drugim pokojem drzwi, gdy okazały się zamknięte. Tak czy owak, to był tylko półrodek. Uciekinier dotarł do skrzyżowania, przycupnšł na chwilę, po czym przeszedł przez ulicę, poruszajšc się szybciej niż zazwyczaj. Dokoła wcišż panowała cisza. Wyszedł na bulwar i był już w połowie szerokoci, gdy kwartał za nim pojawiła się hałaliwa grupka zataczajšcych się mężczyzn. Od razu go dostrzegli. Zabić gnoja! Zajebać! Diabły pany! Mężczyzna ruszył biegiem. Tak niewiele brakowało... Ale nie miał szans. Z alei przed nim wysypało się ich jeszcze dwudziestu. Zatrzymał się i przebiegł na drugš stronę ulicy, szukajšc jakiej kryjówki. Otwartych drzwi, schodów, czegokolwiek. Przed nim jednak cišgnšł się tylko wysoki kamienny mur. Dopadli go na następnych stu metrach. Najpierw poleciały butelki, potem kamienie. Jeden z nich trafił go w plecy między łopatkami. Mężczyzna upadł. Próbował jeszcze popełznšć przed siebie, ale było za póno. Po chwili poczuł na sobie ciężkie buty, pięci i żelazne dršgi. Ból nie trwał długo, ale uciekinier z ulgš przywitał czarnš otchłań, która uwolniła go od cierpienia. 2 Trimalchio IV był szczęliwš planetš. Hołdował niemal wyłšcznie hedonizmowi, przez co nie miał godnej uwagi historii. Miejscowi dyplomaci od dawna tak rozgrywali wszystkie międzyplanetarne spory, żeby szczuć potencjalnych przeciwników na siebie wzajem, i robili to tak udatnie, że nie groziła im ani inwazja, ani nawet wyrwanie z błogostanu permanentnej neutralnoci. Polityczna stabilizacja oraz subtropikalny klimat przycišgały na Trimalchiona licznych inwestorów, zwłaszcza że nie zmuszano tu nikogo do składania wyjanień na temat pochodzenia fortuny. Błękitne morza i rozsiane na nich wyspy stały się rajem dla młodych i pięknych albo chociaż na tyle bogatych, żeby mogło to zastšpić deficytowš urodę. Jasmine King zdawała się idealnie pasować do tego towarzystwa. Była tak piękna, zgrabna i kompetentna zawodowo, że jej poprzedni pracodawca, zajmujšca się systemami bezpieczeństwa kompania Cerberus, uznał jš za androida. Samo w sobie nie byłoby to jeszcze dokuczliwe, niestety na dodatek firma zdecydowała, że jako robot Jasmine nie musi otrzymywać wynagrodzenia. King poczuła się tym urażona i zmieniła pracodawcę. Zatrudniła się w spółce Star Risk. Co ciekawe, nigdy jednoznacznie nie wyjaniła nowym szefom, czy jest androidem, czy nie. Inna sprawa, że nikt nie miał pojęcia, jaka supercywilizacja byłaby zdolna do stworzenia tak doskonałej maszyny. Obecnie prowadziła biuro spółki, a na dodatek komórkę do spraw wywiadu. Jednoosobowš, ale zawsze. Na podobnej zasadzie odpowiadała za dział kadr, w razie potrzeby stajšc się również młodszym agentem operacyjnym. Chociaż dowiadczona w działalnoci administracyjnej, pod względem wyszkolenia bojowego ustępowała pozostałym czterem pracownikom firmy. Ostatnio zaczęła jednak zgłębiać tajniki sztuk walki i doszła do klasy mistrzowskiej w strzelaniu z pistoletu oraz blastera. Star Risk zajmowało pomieszczenia na czterdziestym trzecim piętrze w pięćdziesięciokondygnacyjnym budynku wzniesionym z wykorzystaniem generatorów antygrawitacyjnych, dzięki którym cała konstrukcja zdawała się utrzymywać w powietrzu bez jakiegokolwiek podparcia. Przypominała pod tym względem wielu mieszkańców Trimalchiona IV, którzy nie mieli żadnych oficjalnych ródeł dochodów. W biurze dominował modny obecnie styl łšczšcy z rzucajšcym się w oczy brakiem harmonii stal, skórę i archaiczne drewniane sprzęty, na co z dezaprobatš spoglšdały ze cian obrazki z różnych parafii. Oprócz Jasmine była w nim jeszcze jedna osoba, pewien raczej myszowaty mężczyzna. King włšczyła mikrofon krtaniowy. - Potencjalny klient - powiedziała bezgłonie. - Nie wyglšda bogato. Nazywa się Weitman. Mówi, że chce rozmawiać z kim z zarzšdu. Wydaje się trochę niepewny, jakby szukał prywatnego detektywa do ledzenia niewiernej żony. - Przez chwilę słuchała. - Nie, jestem sama. Nie ma też żadnej pilnej roboty. Umiechnęła się do Weitmana. - Kto zaraz pana przyjmie - powiedziała i niewysoki mężczyzna gwałtownie pokiwał głowš. Drzwi gabinetu stanęły otworem i pojawił się w nich senny koszmar - wysoki niemal na trzy metry, obronięty futrem obcy. - Dzień dobry, panie Weitman - zahuczał ów stwór. - Nazywam się Amanandrala Grokkonomonslf, jednak ponieważ nikt spoza mojej rasy nie wymówi tego poprawnie, proszę zwracać się do mnie Grok. Zapraszam do siebie, porozmawiamy o tym, co pana do nas sprowadza. Mężczyzna wstał i poszedł za Grokiem. Po drodze przystanšł jeszcze i obejrzał się na Jasmine. - Do pani wiadomoci, panno... King. Nie szukam prywatnego detektywa i nie zbieram materiału do sprawy rozwodowej. - Umiechnšł się, ale jako mało serdecznie. - Ojciec nauczył mnie kiedy czytać z ruchów warg. Zamknšł za sobš drzwi, Jasmine za oblała się rumieńcem - równie perfekcyjnie jak wszystko, co robiła. * - Słyszał pan kiedy o skyballu? - spytał Groka niebywałe przejęty Weitman. Obcy podejrzewał, że jego goć wszystko musi robić z pełnym zaangażowaniem. - To jaka gra? - zapytał. - Nie interesuję się sportem, kiedy czytałem tylko trochę o dawnej ziemskiej piłce nożnej. Moja rasa nie zwykła rywalizować na polu sprawnoci fizycznej, wolimy bardziej wyrafinowane rozrywki. Chyba że akurat wyrzynamy się nawzajem. Grok opucił swój wiat znudzony jego marazmem i zacišgnšł się do sił zbrojnych Sojuszu jako specjalista od łšcznoci i kryptograf. Poza tym nie wzdragał się przed walkš. Weitman z całej jego przemowy usłyszał chyba tylko nie". - Skyball to jeden z najważniejszych sportów. Może nawet najważniejszy - powiedział. - Wymaga wielkiej sprawnoci fizycznej i koordynacji oraz wysokich kwalifikacji intelektualnych. Dużš rolę odgrywa w nim także przypadek, co czyni widowisko tym bardziej interesujšcym. - Sšdzšc po nazwie, łšczšcej słowa niebo" i piłka", musi to być chyba co podobnego do dawnego polo, tyle że zamiast koni używa się zapewne samolotów? - W tej nie ma żadnego mechanicznego wsparcia, wyjšwszy oczywicie samš piłkę, antygrawy oraz generujšcy zdarzenia losowe komputer. - Aha - mruknšł Grok. - Sam talent i muskuły. Weitman nie zwrócił uwagi na jego sarkazm. - Skyball jest wynalazkiem z wczesnej ery kosmicznej - powiedział. - Kiedy grano w niego tylko w próżni kosmicznej, w stanie nieważkoci. Z czasem zyskał jednak na popularnoci i zerowa grawitacja zaczęła przeszkadzać widzom, których żołšdki nie najlepiej przyjmowały w tej sytuacji napoje. Zmieniono więc zasady i odtšd w skyball gra się na specjalnych stadionach na powierzchni planet. Stadion taki wyposażony jest w generatory znoszšce przycišganie. Każda drużyna składa się z dziesięciorga mężczyzn albo kobiet, których zadaniem jest przemiecić piłkę w dowolny sposób do bramki przeciwnika. Ważne tylko, żeby nie powodować poważnych obrażeń u zawodników drugiej drużyny. Mecz dzieli się na cztery kwadry po piętnacie minut. Dla skomplikowania rozgrywki w piłce jest żyroskopowe urzšdzenie pozwalajšce jej zmienić tor lotu, a dodatkowe generatory, włšczane w losowej kolejnoci, sprawiajš, że właciwoci grawitacyjne boiska nie sš stałe. Obecnie jest to najpopularniejsza chyba gra na planetach Sojuszu, zwłaszcza tych, które dorobiły się mistrzowskich drużyn. - Bardzo ciekawe - stwierdził Grok. - Tyle że Star Risk robi w innej branży. Nie nadajemy się na sportowców. Specjalizujemy się w trywialnym odstrzeliwaniu przeciwników. - Sport sportem, ale jest jeszcze to, co się dzieje poza boiskiem - powiedział Weitman. - Skyball uchodzi za gwałtownš grę, jednak na niektórych wiatach fanatyczni kibice doszli do takiego zapamiętania, że rozgrywki międzyplanetarne zmieniajš się w regularne wojny. Grok nie skomentował. - Już to jest niepokojšce - cišgnšł Weitman - ale jeszcze gorzej wróżš ostatnie ataki bojówek na graczy i sędziów. Nie dalej jak tydzień temu jeden z członków Zwišzku Sędziów Zawodowych, do którego należę i który reprezentuję, został po meczu pobity na mierć. Nie możemy tego tolerować. W tym sezonie o pierwsze miejsce walczš drużyny z planet Cheslea i Warick, których kibice cieszš się najgorszš sławš. Przekazalimy im, ż...
ssonja