Radziecki silnik - Legenda zmartwychwstaje.pdf

(350 KB) Pobierz
23 lutego 2013, 
13:12
Radziecki silnik legenda zmartwychwstaje. Zamiast
sławić ZSRR będzie zarabiał dla USA
Zmodernizowany przez Amerykanów NK­33 podczas testu
Foto: Aerojet
Radziecki silnik rakietowy NK­33 ma niezwykła historię. Zbudowany na potrzeby wielkiej rakiety N­1, która miała
dostarczyć kosmonautów ZSRR na Księżyc i przypieczętować dominację Kraju Rad w Kosmosie, popadł w
zapomnienie, po tym jak Amerykanie dotarli na Srebrny Glob pierwsi. NK­33 jest jednak tak dobry, że teraz wydobyto
go z magazynów, odkurzono i zamontowano w amerykańskiej rakiecie Antares, która właśnie przechodzi ostatnie
testy.
Amerykanie NK­33 nazwali AJ26. Dwa silniki stanowią główny napęd pierwszego stopnia
rakiety Antares, budowanej przez prywatną firmę Orbital Sciences, która zdobyła kontrakt
NASA na zaopatrywanie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Nowe życie radzieckiego silnika
W piątek po raz pierwszy od wielu dekad dwa silniki NK­33 z rykiem wypluły z siebie słup
ognia, podczas jednego z testów rakiety Antares. Próbne odpalenie rakiety przymocowanej
do ziemi przeprowadzono w należącym do Orbital Sciences nowym kosmodromie na
Wallops Island w Wirginii.
Test trwał dokładnie 29 sekund, podczas których oba silniki
działały bez zastrzeżeń. Udowodniono tym samym, że
napęd rakiety Antares jest sprawny i gotowy do pierwszego
testowego lotu, zaplanowanego na marzec. Jeszcze w 2013
roku Orbital Sciences chce przeprowadzić próbną misję
zaopatrzeniową do stacji kosmicznej.
Rakieta Antares w drodze na
Źródło: Orbital Sciences
Rakieta Antares należy do średniej kategorii wagowej.
Podczas startu waży około 240 ton i na niską orbitę może
stanowisko testowe. Wyraźnie widoczne dwa silniki
NK­33
dostarczyć pięć ton ładunku. Jej główną zaletą jest napęd,
czyli de facto radzieckie silniki NK­33. Amerykanie wybrali
je, ponieważ są niezwykle sprawne. Pomimo tego, że mają już ponad cztery dekady.
Wyścig skazany na porażkę
Gdy amerykańscy inżynierowie po raz pierwszy poznali
dokładniej możliwości NK­33 we wczesnych latach 90­tych,
to wprost nie mogli uwierzyć w to co słyszą. Rosjanie mówili
o zaskakująco wydajnym silniku, który generuje kilkanaście
procent więcej ciągu niż porównywalne konstrukcje
amerykańskie.
Jego początki sięgały okresu najbardziej zaciętego wyścigu
kosmicznego pomiędzy ZSRR i USA. We wczesnych latach
60­tych oba mocarstwa walczyły o to, które pierwsze
umieści człowieka na Księżycu. Amerykanie zaczęli
wcześniej i mieli przewagę. Zadanie jej zniwelowania i
ostatecznego pokonania "imperialistów" otrzymał ojciec
radzieckiego programu kosmicznego, Siergiej Korolew.
Rakiety N­1 na stanowiskach
Źródło: Wikipedia
startowych kosmodromu Bajkonur. Mierzą ponad sto
metrów wysokości i ważą 2,7 tysiąca ton
Do czasu podjęcia programu budowy rakiety księżycowej N­
1, Korolew miał na koncie pasmo oszałamiających
sukcesów. Zbudował pierwszą rakietę balistyczną R­7, która po lekkich modyfikacjach
wyniosła na orbitę Sputnika, a później też Gagarina i rzeszę radzieckich kosmonautów. Z
niej wywodzi się też wykorzystywana do dzisiaj rodzina rakiet Sojuz.
Wyjątkowy potencjał
Zadanie szybkiego skonstruowania N­1 okazało się być jednak bardzo trudne nawet dla
Korolewa. Udany lot na Księżyc i powrót na Ziemię wymaga dostarczenia na niską orbitę
około stu ton ładunku. Oznaczało to konieczność posiadania potężnej rakiety, o kilka
wielkości większej niż te dotychczas stosowane. Dla porównania rakiety Wostok, które
służyły do pierwszych radzieckich lotów orbitalnych, mogły dostarczyć na orbitę zaledwie
pięć ton.
Amerykanie do napędu swojej księżycowej rakiety Saturn V
wybrali pięć wielkich silników F­1, które do dzisiaj dzierżą
rekordy w swojej kategorii. Korolew nie miał jednak
perspektyw na pozyskanie podobnego silnika. Był bardzo
poróżniony z głównym radzieckim twórcą napędu rakiet,
Welentynem Głuszką. Obaj mieli inne wizje co do
konstrukcji N­1.
Korolew zwrócił się więc do biura projektowego lotniczych
silników odrzutowych, zarządzanego przez Nikołaja
Kuzniecowa. Zdecydowano się zastosować nie kilka
potężnych, ale 30 mniejszych silników, które można było
łatwiej opracować i przetestować. Tak powstały NK­33, o
nietypowej konstrukcji, która czyni je wyjątkowo sprawnymi. 
N­1 w hali serwisowej. Wyraźnie widać
Źródło: Wikipedia
30 silników NK­15, wczesnej wersji NK­33
Kluczem do ich efektywności jest pomysłowe rozwiązanie.
We wszystkich silnikach rakietowych na paliwo ciekłe, pompy są napędzane turbiną, która
wykorzystuje do działania to same paliwo co główny silnik. Spaliny z owej małej turbiny są
standardowo odprowadzane na zewnątrz i de facto marnowane. Korolew nakazał jednak
ponowne wprowadzenie ich do głównej komory silnika, tak aby wzmacniały ciąg całej
rakiety. Inżynierom Kuzniecowa udała się ta trudna sztuka, której nikt już nie powtórzył.
Uzyskali tym samym wyjątkowo sprawny napęd.
Fiasko i zapomnienie
Ostatecznie program rakiety N­1 zakończył się jednak
porażką. Przepracowany Korolew zmarł w jego trakcie, a
Amerykanie pierwsi dotarli do Księżyca. Sama rakieta ani
razu nie wykonała udanego lotu. Kontrolowanie
jednocześnie pracujących 30 silników okazało się
karkołomnym zadaniem i wszystkie cztery starty skończyły
się katastrofami.
Poirytowane przegraną z NASA radzieckie przywództwo w
1974 roku nakazało przerwanie niezwykle kosztownego
programu N­1, który nie mógł już dać spodziewanych
zysków propagandowych. Zbudowane już rakiety i silniki
miały zostać zniszczone. Cały wielki kompleks startowy na
Bajkonurze popadł w zapomnienie.
Szereg NK­33 w magazynie po
sprowadzeniu do USA
Źródło: Aerojet
Kuzniecow nie pogodził się jednak z rozkazem zniszczenia swoich silników, z których był
bardzo dumny. Około 150 gotowych NK­33 ukryto w magazynie i na dwie dekady słuch po
nich zaginął.
Odrodzenie made in USA
Gdy po rozpadzie ZSRR do Rosji zaczęli przyjeżdżać Amerykanie polujący na nowe
technologie, szybko dowiedzieli się o "rakietowym skarbie", ukrytym w magazynie gdzieś
na Uralu. Słysząc o niezwykłej sprawności silników, przedstawiciele amerykańskich firm
zwietrzyli interes. Gdy Amerykanom pokazano wielki magazyn wypełniony rzędami
fabrycznie nowych silników, mieli zaniemówić z wrażenia. 
Szybko dogadano się też co do szczegółów biznesowych. Tym sposobem silniki, które
miały dostarczyć obywateli ZSRR na Księżyc trafiły do USA. Obecnie Amerykanie
sprowadzają z Rosji oryginalne NK­33, które miały trafić do rakiety N­1, modernizują,
zmieniają nazwę na AJ26 i montują w rakiecie Antares.
Docelowo w USA ma ruszyć licencyjna produkcja niegdysiejszych radzieckich silników,
które przeszły zaprawdę wyjątkową drogę od lat 60­tych.
Autor: Maciej Kucharczyk  /  Źródło: tvn24.pl
Trwa cisza wyborcza. Forum jest wyłączone.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin