Arenson Daniel_Wschod Ziemi_02_Ziemia w ogniu.rtf

(47885 KB) Pobierz
Arenson Daniel_Wschod Ziemi_02_Ziemia w ogniu



 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

Coś czai się w ciemnościach. Coś mnie śledzi.

Kara szła przed siebie ulicami Corpus City pod krwawiącym niebem. Niebo zawsze tu krwawiło; zawsze cuchnęło śmiercią. Corpus, ten niegościnny księżyc, krąż po orbicie gazowego olbrzyma, który przesłaniał gwiazdy, pochłaniał nieboskłon, kłębił się, bulgotał i buchał oparami. Cały czerwony, pokryty smugami czerni i żółtymi plamami, wyglądał, jakby zaraz miał zmiażyć. Ilekroć Kara spoglądała w pomiędzy żelaznymi wieżami, kopułami rafinerii i dymiącymi kominami, zdawało jej się, że znajduje się w brzuchu jakiejś bestii, pokrytym od środka ropiejącymi wrzodami.

Mamusiu wyszeptał jej syn. Mamusiu, yszę to. Za nami. W cieniu. Chłopiec wskazał palcem. Widzę to.

Kara spojrzała w głąb zaułka. Wydłone, powykrzywiane cienie majaczące pomiędzy rurami i pokrytymi sadzą ścianami rafinerii zdawały się ich obserwować.

To tylko cienie, skarbie powiedziała. Tylko twoja wyobraźnia.

Ale ona też to czuła. Też to yszała. Stukot. Brzęk. Syk ściszonego oddechu. Wiedziała, że to tylko klekot starych rur i para wydobywająca się z trzewi miasta, z kopalń wydrążonych głęboko pod powierzchnią tego świata, gdzie silniki nigdy nie przestają dudnić, a wiertła wciąż zanurzają się coraz głębiej i głębiej.

Kara wciąż szła przed siebie, trzymając dzieci za ce. Po prawej jej syn, odważny i cichy siedmiolatek; po lewej rka, zaledwie trzyletnia, niemal zbyt mała, by za nimi nadąż; a w brzuchu jej trzecie dziecko, wciąż tak maleńkie, wywołujące w niej mdłci i poczucie winy. Jak mogła sprowadzać kolejne niemowlę na ten świat, na Corpus, dzną kolonię rniczą oddaloną o tak wiele lat świetlnych od Ziemi? Jak mogła skazywać je na życie w świecie, gdzie niebo krwawi, każdy t spowijają cienie i nigdy nie widać gwiazd ani ca?

Kara nie chciała się tu przeprowadzać. skniła za Ziemią. Ledwie pamiętała drzewa, fale i błękitne niebo, ale i tak skniła. Sprowadził ich tu jej mąż, rnik. Był twardym człowiekiem, przytłoczonym wspomnieniami ubóstwa i przekonanym, że jego zachłanność ma się przysł wyłącznie jego rodzinie, nigdy jemu samemu. Wierzył, że jeśli tylko dokopie się dość głęboko i wydobędzie wystarczająco dużo eterytu...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin