Edigey Jerzy - Przy podniesionej kurtynie.txt

(312 KB) Pobierz
JERZY EDIGEY
PRZY  PODNIESIONEJ  KURTYNIE

ROZDZIAŁ I
Cela nr 38
Zatrzymali się przed drzwiami. Jednš z wielu szarych płaszczyzn, którymi przecięty był długi więzienny korytarz. Na tle drzwi odbijał czarny numer 38.
Strażnik sięgnšł do kieszeni i wydobył pęk kluczy na stalowym kółku. Ale zanim otworzył drzwi celi nr 38, najpierw umocował pod numerem czerwonš tabliczkę z literš I. Znak, że lokator tego pomieszczenia przebywa w cisłej izolacji i straży więziennej nie wolno dopucić do jakichkolwiek rozmów z innymi więniami i że tego aresztowanego należy wyprowadzać na spacer osobno, a nie w grupie współwięniów.
Pod tabliczkš z literš I zjawił się jeszcze inny biały kartonik. Na nim oddziałowy czy też więzień pełnišcy obowišzki pomocnika oddziałowego wypisał czarnym atramentem dużym, wyranym pismem: JERZY PAWELSKI
A pod nazwiskiem  225.
Tu, w więzieniu, każdy wiedział, że ta liczba oznacza po prostu artykuł kodeksu karnego. A wiadomo, że artykuł 225 to umylne zabójstwo człowieka. Przestępstwo, za które grozi najwyższa kara  kara mierci, czyli w języku 
więziennym tak zwana czapa. Tej włanie liczbie 225 więzień, stojšcy teraz na korytarzu obok strażnika, zawdzięczał czerwonš literę I oraz wštpliwy przywilej posiadania własnej celi.
Klucz zgrzytnšł w zamku i drzwi się uchyliły. Strażnik odsunšł się nieco i wskazał więniowi ruchem ręki, aby wszedł do celi. Sam stanšł w progu.
	Dałem wam najlepszš celę  powiedział.  Za takie pomieszczenie w hotelu płacš po sto złotych na dobę. Dla was gratis, łšcznie z wyżywieniem i obsługš.
Tym starym powiedzeniem każdy strażnik od lat wita każdego więnia. I najczęciej tylko sam mieje się ze swojego dowcipu. Widocznie jednak więzień ocenił wartoć powiedzonka, a może po prostu postanowił niczym nie zrażać do siebie oddziałowego, bo umiechnšł się również. Strażnika zachęciło to do dalszej rozmowy z inteligentnym, jak ocenił, aresztowanym.
	Jerzy Pawelski  rzekł.  Czytałem o was w gazetach. To wycie sprzštnęli tego aktora filmowego. Jak mu tam...
	Marian Zaremba.
	Włanie. Zaremba. Widziałem go w filmie Przygoda w Gdyni. I jeszcze w paru innych. Przystojny mężczyzna.
	Przystojny  zgodził się więzień.  Ale to nie ja go zabiłem. Jestem niewinny.
Strażnik tylko rękš machnšł.
	Przeszło dwadziecia lat pracuję w więzieniu ledczym. Tu jeszcze żadnego winnego nie było. Wszyscy
mówiš, że sš niewinni i tylko milicja albo prokurator ich przeladujš. Co mnie to wreszcie obchodzi? Jeżeli chcecie mówić, że jestecie niewinni, mówcie. Wasza sprawa. Przed sšdem i tak cała prawda wyjdzie na jaw.
	Kiedy ja naprawdę...
	Dobrze, dobrze  strażnik przybrał ton urzędowy.  Pamiętajcie, w celi musi być czysto. W dzień aż do wieczornego apelu nie wolno leżeć na łóżku. Macie izolację, więc gazet nie dostaniecie, ale możecie prosić o ksišżki z biblioteki. Jeżeli prokurator się zgodzi, to dostaniecie. Potem przyniosę papier i ołówek, to napiszecie podanie.
	Bardzo dziękuję.
Oddziałowy już chciał zamknšć drzwi celi, ale zatrzymał się jeszcze chwilę i obrzucajšc nowego więnia uważnym, taksujšcym spojrzeniem, zapytał:
	Długo siedzielicie w areszcie tymczasowym?
	Pięć dni.
	Musieli was porzšdnie wymaglować. Przesłuchiwania w milicji i u prokuratora. Pewnie ze dwa razy na dzień?
	Tak jest.
	Teraz odpoczniecie. Dzisiaj możecie położyć się na łóżku. Ale pamiętajcie, tylko dzisiaj! I czystoć musi być.
Strażnik zatrzasnšł drzwi i przekręcił klucz w zamku.
Więzień został sam w celi. Dopiero teraz rozejrzał się po malutkim pomieszczeniu skromnie umeblowanym w łóżko, jeden stołek, mały stoliczek i szafkę na rzeczy. W porównaniu z dniami spędzonymi w piwnicy tymczasowego 
aresztu, cela była prawdziwym komfortem. Przede wszystkim dlatego, że była taka mała i że nikogo innego w niej nie było. Więzień wcale nie narzekał na długie, często powtarzajšce się przesłuchania. Z chwilš zatrzymania go, jak poczštkowo sšdził, pod absurdalnym zarzutem popełnienia morderstwa, był przecież przygotowany na te przesłuchania. Nawet ich pragnšł, gdyż cišgle sšdził, że bez trudu potrafi udowodnić swojš niewinnoć. Natomiast znacznie gorsze od przesłuchań  przecież traktowano go tam grzecznie i z całš poprawnociš  było przebywanie w tymczasowym areszcie pełnym najrozmaitszych mętów społecznych. Dlatego też decyzję prokuratora o przeniesieniu go do więzienia ledczego więzień powitał prawie tak radonie, jak gdyby otrzymał zwolnienie. Teraz cieszył się, że jest nareszcie sam.
Podszedł do łóżka i usiadł na nim. Dopiero teraz poczuł, jak strasznie, jest zmęczony. Wycišgnšł się na wšskim, więziennym łóżku i prawie natychmiast zasnšł. Nie wiedział, jak długo spał. Obudził go ponowny zgrzyt klucza w zamku. W otwartych drzwiach stał ten sam strażnik.
	Dobrze się spało?  zapytał.  A pamiętacie, co się wam niło? Pierwszy sen na nowym miejscu zawsze się sprawdza.
	Spałem tak mocno, że nic nie pamiętam.
	Ksišżki dostaniecie i bez podania. Prokurator zezwolił. Przysłał wam też papier i długopis. Możecie pisać w celi, ile tylko chcecie. Ale ostrzegam, za najmniejszš próbę przesłania grypsu odbierze się wam papier i będziecie surowo ukarani.
	Nie będę pisał żadnych grypsów.
	Papier jest numerowany. Nie może zginšć żaden arkusik, ani nawet kawałeczek. Rozumiecie?
	Tak jest. Nie zginie.
	Macie. Pięćdziesišt arkuszy. Sprawdcie.
	Na pewno się zgadza.
	Oczywicie, że się zgadza  przytaknšł strażnik.  W kancelarii więziennej numerowali, to musi się zgadzać.
Więzień odebrał stosik białych kartek i długopis w niebieskiej oprawie. Wszystko położył na stoliku.
	Co macie pisać?  strażnik był bardzo zaciekawiony. Po raz pierwszy w jego praktyce zdarzyło się, że prokurator przysłał więniowi papier i ołówek. Normalnie prawo pisania było specjalnym przywilejem, udzielanym więniom rzadko i z reguły dopiero po wyroku.
	To było tak. Jak pan wie, zostałem aresztowany pod zarzutem zamordowania Mariana Zaremby. Oczywicie od poczštku nie przyznawałem się do tego. Przed odesłaniem do więzienia ledczego prokurator jeszcze raz mnie przesłuchał i dał do podpisu druczek, na którym wypisano, że jestem podejrzany o przestępstwo.
	To się nazywa  podpowiedział strażnik  przedstawieniem zarzutów.
	Włanie. Wtedy także nie przyznałem się...
	A nie lepiej było się przyznać? Sšd bierze takie rzeczy pod uwagę przy wyroku.
	Przecież nie mogę przyznać się do tego, czego nie popełniłem! Zarówno w ledztwie, jak i póniej nieustannie mi mówiono, że lepiej będzie dla mnie, jeżeli się przyznam
i szczerze wszystko opowiem. Inaczej będę oskarżony o morderstwo z premedytacjš. A tak to może znajdš się jakie okolicznoci łagodzšce. Ale ja nie mogę się przyznać, bo nie zabiłem Zaremby. W ogóle nikogo nie zabiłem.
Strażnik umiechnšł się z powštpiewaniem. Prasa dużo pisała o zbrodni dokonanej w teatrze Colosseum i nie ukrywała, że sprawa wyjaniona została ponad wszelkš wštpliwoć. Popularnego aktora teatralnego i filmowego, Mariana Zarembę, zamordował inspicjent teatru, Jerzy Pawelski. Według opinii prasy, morderca, zatrzymany od razu na miejscu zbrodni, nie przyznał się wprawdzie do swojego czynu, lecz władze ledcze posiadajš niezbite dowody jego winy.
	Ja go nie zabiłem  powtórzył więzień.  Mówiłem to nieskończonš iloć razy zarówno oficerowi milicji prowadzšcemu ledztwo, jak i póniej na przesłuchaniach u prokuratora. Teraz będę powtarzał to również panu.
	Mnie nic do tego. Jestem tylko oddziałowym.
	Ale pan mnie też posšdza. Wszyscy mnie posšdzajš. Żona, koledzy, przyjaciele. Wszyscy, wszyscy  więzień był coraz bardziej podniecony.
	Jeżeli pan jest niewinny, prawda wyjdzie na jaw  strażnik usiłował uspokoić swojego rozmówcę.
	Prokurator powiedział mi, że ma dostatecznš iloć dowodów, aby natychmiast przystšpić do pisania aktu oskarżenia. Radził mi, żebym się namylił i przyznał do wszystkiego. A jeżeli nie, to żebym szczegółowo opisał, co się wtedy zdarzyło w teatrze i co poprzedzało morderstwo. 
Obiecał też, że jeżeli będę miał jakie podejrzenia, on dokładnie sprawdzi te zarzuty. Innymi słowy, jeżeli nie jestem mordercš, niech wskażę zbrodniarza. Zapytałem wtedy prokuratora, w jaki sposób mam to uczynić, skoro będę uwięziony i pozbawiony możnoci działania? Prokurator przyrzekł przysłać mi do celi papier i ołówek. Każde moje spostrzeżenie mam notować i przekazywać jemu, on natomiast spowoduje, żeby milicja wyjaniła każdy szczegół.
	Bardzo porzšdnie z panem postšpił  zauważył strażnik.  Pierwszy raz o czym takim słyszę.
	Jestem niewinny  wybuchnšł więzień  a nikt mi nie wierzy! Powiadajš, żebym znalazł mordercę. Jak mam to zrobić? Od poczštku, od chwili, kiedy zobaczyłem krew na koszuli Zaremby, zastanawiałem się, kto jest sprawcš. Ale ja nic nie wiem i nic nie będę wiedział! Od szukania przestępców jest milicja i prokurator, a nie więzień siedzšcy w izolacji.
	Oni znaleli podejrzanego i dlatego jestecie tutaj.
	Ja chyba oszaleję albo się powieszę!
	Ii...  filozoficznie zauważył strażnik.  Na to jeszcze czas.
	Włanie  opanował się więzień.  Przecież jestem oskarżony z artykułu 225. Kara mierci przez powieszenie.
	Nie to chciałem powiedzieć  strażnik zorientował się, że jego powiedzenie zbyt dosłownie odzwierciedliło sytuację aresztowanego.  Mylę, że najlepiej zrobicie, 
jeżeli dobrze odpoczniecie, przepicie się, a potem wemiecie się do roboty. Rada pana prokuratora nie jest głupia. Jeżeli naprawdę jestecie niewinni, to mordercš jest inna osoba z waszego otoczenia. Kto najlepiej zna tych ludzi? Przecież nie prokurator i nie milicja, tylko włanie wy. Wam najłatwiej odpowiedzieć, kto zabił i dlaczego tak was w to wrobił. A skoro prokurator obiecał, że wszystko, co napiszecie, będzie sprawdzał i wyjaniał, to na pewno słowa dotrzyma. Jemu nie zależy na waszej gł...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin