1. Podejrzany - Michael Robotham.pdf

(1812 KB) Pobierz
Michael Robotham
Podejrzany
KSIĘGA PIERWSZA
„Zrobiłam to" - mówi moja pamięć.
„To niemożliwe" - odpowiada niezłomnie duma.
W końcu zwycięża pamięć.
Friedrich Nietzsche,
Poza dobrem i złem
1
Gdy z dwuspadowego, krytego łupkiem dachu Royal Marsden Hospital spojrzy się pomiędzy
kominy i anteny telewizyjne, można zobaczyć jeszcze więcej kominów i anten telewizyjnych.
Zupełnie jak w scenie z
Mary Poppins,
gdzie wszyscy kominiarze tańczą na dachu, wywijając
miotełkami.
Z mojego miejsca tu, na górze, widzę kopułę Royal Albert Hall. W pogodny dzień
prawdopodobnie sięgałbym wzrokiem aż po Hampstead Heath, chociaż wątpię, czy powietrze w
Londynie bywa kiedykolwiek aż tak przejrzyste.
- Niezły widok - mówię, zerkając w prawo na nastolatka kucającego jakieś dziesięć stóp ode
mnie. Ma na imię Malcolm i kończy dziś siedemnaście lat. Jest wysoki i chudy, z ciemnymi
oczami, które drżą, kiedy spogląda na mnie, i o skórze tak białej jak kredowy papier. Chłopak ma
na sobie tylko piżamę i wełnianą czapeczkę maskującą łysinę. Chemioterapia to okrutna fryzjerka.
Temperatura powietrza wynosi 3°C, ale zimny wiatr zbija ją poniżej zera. Zgrabiały mi palce i
ledwo czuję paluchy u stóp poprzez skarpetki i buty. Malcolm jest boso.
Nie pochwycę go, jeśli skoczy czy spadnie. Nawet jeśli wyciągnę się wzdłuż rynny, zabraknie
mi sześciu stóp, żeby go dosięgnąć. I on o tym wie. Dobrze wszystko przemyślał. Według opinii
onkologa, Malcolm ma wyjątkowo wysoki iloraz inteligencji. Gra na skrzypcach i zna pięć języków
- jednak w żadnym z nich nie odzywa się do mnie.
Od godziny zadaję mu pytania i opowiadam różne historie. Wiem, że mnie słyszy, lecz mój głos
stanowi jedynie hałas w tle. Jest skoncentrowany na wewnętrznym dialogu, debatuje, czy ma
umrzeć, czy żyć. Chcę włączyć się do tej dyskusji, lecz najpierw muszę zostać zaproszony.
Narodowy
Fundusz
Zdrowia
dysponuje
całym
zestawem
wytycznych,
dotyczących
postępowania z zakładnikami i desperatami grożącymi samobójstwem. Skrzyknięto zespół do
działań w sytuacjach krytycznych, w którego skład weszli szpitalni decydenci, funkcjonariusze
policji oraz psycholog - czyli ja. Najważniejszym zadaniem jest zebranie jak najwięcej informacji o
Malcolmie, które mogłyby nam pomóc zrozumieć, co go pchnęło do tego kroku. Prowadzone są
rozmowy z lekarzami, pielęgniarkami, pacjentami, a także z rodziną oraz z przyjaciółmi. Główny
negocjator zajmuje pozycję na wierzchołku operacyjnego trójkąta. Wszelkie informacje płyną do
mnie. Dlatego właśnie sterczę tu, na zewnątrz, i odmrażam sobie kończyny, kiedy oni siedzą w
środku, popijają kawę, przesłuchują personel i studiują historię choroby.
Co wiem o Malcolmie? Ma pierwotnego guza mózgu w prawej okolicy tylno-skroniowej,
niebezpiecznie blisko pnia. Z powodu tego guza doznał częściowego paraliżu lewej połowy ciała i
nie słyszy na jedno ucho. Dwa tygodnie temu zaczął drugą serię chemioterapii.
Dziś rano odwiedzili go rodzice. Onkolog przekazał im dobrą nowinę. Guz Malcolma wydaje się
zmniejszać. Godzinę później Malcolm zostawił wiadomość, tylko jedno słowo: „Przepraszam".
Opuścił salę i wdrapał się na dach przez lukarnę na czwartym piętrze. Ktoś musiał zostawić nie
zamknięte okno albo on sam znalazł sposób, żeby je otworzyć.
No właśnie - to cała moja wiedza o nastolatku, który ma dużo więcej do zaoferowania światu niż
większość jego rówieśników
Nie wiem, czy ma dziewczynę, ulubioną drużynę piłki nożnej czy filmowego bohatera. Wiem o
wiele więcej o jego chorobie niż o nim. Dlatego jest mi tak trudno.
Pasy bezpieczeństwa, zapięte pod swetrem, krępują mi ruchy. Przypominają szelki, jakie rodzice
zakładają maluchom, żeby nie uciekały. Mają mnie asekurować, gdybym spadł, oczywiście pod
warunkiem, że ktoś pamiętał, aby przymocować koniec liny. Zapewne brzmi to idiotycznie, ale w
sytuacjach kryzysowych zdarza się ludziom zapominać o takich drobiazgach. Być może
powinienem przesunąć się do okna i poprosić kogoś, żeby to sprawdził. Czy takie zachowanie
byłoby nieprofesjonalne? Tak. Rozsądne? Ponownie: tak.
Dach jest upstrzony gołębimi odchodami, a łupkowe dachówki pokryte porostami i mchem.
Wzory przypominają skamieniałe rośliny odciśnięte w skale, lecz w rzeczywistości są śliskie i
zdradzieckie.
- Malcolm, to zapewne bez znaczenia, ale myślę, że mniej więcej wiem, co w tej chwili czujesz -
mówię, usiłując po raz kolejny do niego dotrzeć. - Też jestem chory. Nie mówię, że mam raka. Nie.
Gdyby użyć porównania, mieszamy jabłka z pomarańczami, lecz tak czy owak dalej mówimy o
owocach, nie?
Trzaski w słuchawce w moim prawym uchu. - Co ty, do diabła, wyprawiasz? - odzywa się głos. -
Przestań gadać o sałatce owocowej i zholuj go do środka!
Wyjmuję słuchawkę, pozwalając jej opaść na ramię.
- Wiesz, ludzie zawsze mówią: „Będzie dobrze. Wszystko będzie w porządku". Mówią tak, bo
nic innego nie przychodzi im do głowy. Malcolm, ja też nie wiem, co powiedzieć. Nie wiem nawet,
o co pytać.
- Większość ludzi nie wie, jak się zachować wobec czyjejś choroby. Niestety nie ma
podręcznika etykiety ani listy zakazów i nakazów. Albo spotyka cię łzawe spojrzenie w stylu: „Nie
zniosę tego, zaraz się rozpłaczę", albo wymuszona wesołość i słowa otuchy. Ta druga opcja stanowi
całkowite zaprzeczenie pierwszej.
Malcolm nie reaguje. Patrzy ponad dachami, jakby spoglądał przez lufcik na szare niebo. Jego
cienka biała piżama ma niebieską stebnówkę wokół mankietów i kołnierza.
W szczelinie pomiędzy kolanami widzę trzy wozy strażackie, dwa ambulanse i sześć policyjnych
radiowozów. Jeden z wozów strażackich ma wysuwaną drabinę na obrotnicy. Wcześniej nie
zwróciłem na to uwagi, ale teraz dostrzegam, że obraca się powoli i zaczyna wydłużać. Po co to
robią? W tej samej chwili Malcolm opiera się plecami o pochyłość dachu i prostuje. Przykuca na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin