Sands Charlene - Ryzykowna obietnica.pdf

(545 KB) Pobierz
Charlene Sands
Ryzykowna obietnica
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Już jako dziecko Tony Carlino kochał prędkość, ryzyko i odgłos pracującego silni-
ka. Zanim ukończył dziesięć lat, nauczył się jeździć na skuterze, którym pokonywał sły-
nące ze szczepów merlot i pinot wzgórza Napy. Potem przyszedł czas na motocykl i w
końcu na samochód, udział w wyścigach i zdobycie mistrzostwa. Rywalizację miał we
krwi, a słowo „porażka" nie istniało w jego słowniku: gdy czegoś bardzo chciał, nigdy
się nie poddawał.
Niedawno jednak Tony wycofał się z udziału w zawodach, co nie znaczy,
że
jego
obecne
życie
pozbawione było momentów ryzykownych czy chwil, kiedy serce biło mu
znacznie szybciej. Wręcz przeciwnie. Pod tym względem niewiele się zmieniło, choć to
już nie samochody dostarczały mu emocji.
Tym razem była to Rena Fairfield Montgomery.
Dostrzegł ją właśnie wśród zebranych na cmentarzu. Jej intensywnie niebieskie
oczy odcinały się od czerni włosów i sukienki targanej przez wiatr, a na twarzy malowało
się cierpienie. Tony wiedział,
że
go nienawidziła, a co gorsza, miała ku temu powody.
Spojrzał na otaczające cmentarz wzgórza. Część z nich pokrywała połyskująca fo-
lia chroniąca wszechobecną tu winorośl przed skrzydlatymi intruzami. Większość z tych
terenów od pokoleń należała do rodu Carlinów, a Tony, który kiedyś przeciwstawił się
woli ojca i wyjechał bez oglądania się na rodzinną firmę, był teraz za nią współodpowie-
dzialny. Taki spadek pozostawił synom zmarły niedawno Santo Carlino.
Tony ponownie skierował wzrok na Renę. Mrugając powiekami, wpatrywała się w
stojącą nieopodal trumnę oczami tak suchymi, jakby wypłakała już wszystkie
łzy.
Powoli
zbliżyła się do grobu, sprawiając wrażenie,
że
ciągle nie wierzy w to,
że
jej ukochany
David odszedł.
Tony zagryzł wargi, powstrzymując
łzy.
David był jego najlepszym przyjacielem, a
więź, która połączyła ich lata temu, przetrwała mimo panującej między ich rodzinami
rywalizacji oraz faktu,
że
Rena, zanim poślubiła Davida, była zakochana w Tonym.
L
T
R
Tłumiąc szloch, Rena dotknęła pokrywających trumnę kwiatów i w tym momencie
zobaczyła Tony'ego. Wytrzymał jej wzrok i na jedną krótką chwilę ból po stracie Davida
ich połączył.
Rena pochyliła się, a następnie odeszła od grobu, odprowadzana spojrzeniami ze-
branych.
Nick i Joe stanęli obok starszego brata. Joe objął Tony'ego ramieniem.
- Wszyscy będziemy za nim tęsknić - powiedział.
- Był dobrym człowiekiem - dodał Nick.
Tony skinął głową, patrząc w kierunku odjeżdżających samochodów. W jednym z
nich była Rena.
- Została zupełnie sama - zauważył Joe, gdy Nick się pożegnał. - Będzie jej teraz
dużo trudniej walczyć o Purpurowe Pola.
Tony wziął głęboki oddech. Winnica Reny bardzo ostatnio podupadła.
- Nie będzie musiała - zapewnił.
- A co, chciałbyś ją wykupić? Nie da się, bracie, wiesz, jak bardzo jest uparta. Już
przedtem składano jej różne oferty.
- Owszem, ale nie takie jak moja, Joe.
Joe spojrzał na brata z uwagą.
- Czyżbyś miał zamiar złożyć jej propozycję nie do odrzucenia?
- Coś w tym stylu. Ja się z nią ożenię.
Rena szybko wsiadła do samochodu. Nie przyjęła
żadnej
z wielu propozycji przy-
jaciół, znajomych i sąsiadów, którzy, kierowani troską, koniecznie chcieli jej towarzy-
szyć, aby wspólnie wspominać Davida Montgomery'ego.
Nie potrafiła zrozumieć sensu organizowania styp: ludzie jedli, pili wino, rozma-
wiali,
śmiali
się, a rzeczywisty powód tych przyjęć zwykle schodził na drugi plan. David
nie zasługiwał na takie traktowanie. W dodatku umarł tak młodo, jeszcze pełen
życia.
Nie mogłaby wziąć teraz udziału w przyjęciu z okazji jego
śmierci.
Spokojnie więc wy-
jaśniła wszystkim,
że
potrzebuje samotności i odjechała.
L
T
R
Przemierzała wąskie ciche uliczki. Znała każdy kąt i każdą ulicę Napy - tu się wy-
chowała i wyszła za mąż.
Znowu płakała, chociaż wcześniej była pewna,
że
już zabrakło jej
łez.
Gdy wjecha-
ła
na terytorium rodziny Carlinów, zwolniła. Dookoła widziała tylko ciągnące się bez
końca winnice.
Nieprzypadkowo zaparkowała obok bramy broniącej dostępu do majątku właści-
cieli. Uważała,
że
winę za
śmierć
Davida ponosi Tony i miała ochotę wykrzyczeć to na
całą okolicę. Jakie to wszystko jest niesprawiedliwe...
Tuż za nią zaparkował nagle srebrny sportowy samochód i dopiero wtedy Rena
zrozumiała,
że
przyjeżdżając tu, jednak popełniła błąd. W lusterku wstecznym zobaczyła
Tony'ego pokonującego kilkoma krokami dystans dzielący go od drzwi jej samochodu.
Mocno chwyciła kierownicę i oparła o nią czoło. Nie miała siły na nieuchronną
dyskusję. Nie teraz, nie tutaj.
- Rena?
Głęboki głos Tony'ego dotarł do niej mimo zamkniętego okna. Kiedyś się przyjaź-
nili, potem Tony przesłonił jej cały
świat.
Ale teraz w niczym nie przypominał tamtego
ukochanego człowieka: postrzegała go jako przystojnego, prawie obcego mężczyznę,
który nigdy nie powinien był wracać do Napy.
- Nic mi nie jest, Tony - powiedziała, odrywając czoło od kierownicy.
- Nieprawda.
- Słuchaj, może nie zauważyłeś,
że
właśnie pochowałam męża. - Wpatrywała się w
przednią szybę samochodu, byle tylko uniknąć wzroku Tony'ego.
Tony otworzył drzwi i wyciągnął rękę.
- Porozmawiajmy - poprosił.
Potrząsnęła głową.
- Nie, nie mogę...
- Więc może się chociaż przejdziemy? Nie przyjechałaś tu przecież bez powodu.
Zamknęła oczy. Poczuła, jak wzbiera w niej fala złości. Wysiadła, ignorując wy-
ciągniętą dłoń Tony'ego, bez słowa minęła go i poszła dalej wąską, zatopioną w bujnej
zieleni drogą. Poniżej rozpościerała się pokryta winoroślami dolina,
źródło
utrzymania
L
T
R
dla mieszkańców widocznych tu i ówdzie różnej wielkości gospodarstw. Takich jak Pur-
purowe Pola.
Nie chciała, by Tony się z nią zrównał, więc prawie biegła. W końcu dał za wygra-
ną.
- Cholera, Rena. David był moim przyjacielem, ja też go kochałem.
Rena zatrzymała się. Lekko zakręciło jej się w głowie.
- Ja też go kochałem? Czy ty w ogóle rozumiesz, co mówisz? David umarł przez
ciebie! - Musiała to z siebie wyrzucić. - Nie powinieneś był tu wracać... Zanim się zjawi-
łeś,
David był szczęśliwy.
Tony zacisnął zęby. Ach, jak pamiętała ten wyraz twarzy...
- Nie ponoszę odpowiedzialności za jego
śmierć,
Rena.
- Nie wsiadłby tamtego dnia do samochodu wyścigowego, gdyby nie ty. Ale nie-
spodziewanie znowu pojawiłeś się w naszym
życiu
i odtąd David o niczym innym nie
mówił, tylko o
ściganiu
się. Nie rozumiesz? Uosabiałeś wszystko to, o czym marzył:
udało ci się stąd uciec, startowałeś w zawodach, wygrywałeś, zostałeś mistrzem...
Potrząsnął głową.
- To był nieszczęśliwy wypadek, nic więcej.
- Wróciłeś i znowu się zaczęło - wyszeptała.
- To
śmieszne.
Dwa miesiące temu umarł mój ojciec. Wróciłem,
żeby
przejąć fir-
mę.
- Twój ojciec... - powtórzyła znacząco.
Santo Carlino potrzebę dominacji miał we krwi: w interesach był bezwzględny, a
cena, jaką gotów był zapłacić za budowę swego imperium, nie grała roli. Dążył do wy-
kupienia wszystkich winnic w okolicy, a gdy ich właściciele odmawiali, różnymi
środ-
kami doprowadzał ich do bankructwa. Purpurowe Pola nie stanowiły tu wyjątku: przez
lata firma zmagała się z nieprzychylnością Santa, a rodzice Reny ze wszystkich sił wal-
czyli o utrzymanie swojej własności.
- O zmarłych - ciągnęła Rena - nie powinno się mówić
źle,
ale...
- Wiem,
że
nim pogardzałaś - przerwał jej Tony.
Wyraz twarzy Reny zdradził,
że
Tony wypowiedział to, co myślała.
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin