Tomasz Mróz - Kosmiczny Edek.pdf

(1920 KB) Pobierz
Tomasz Mróz; KOSMICZNY EDEK
R W 2 0 1 0
TOMASZ MRÓZ
KOSMICZNY EDEK
Wydawnictwo RW2010 Poznań 2011
Redakcja i korekta zespół RW2010
Redakcja techniczna zespół RW2010
Copyright © Tomasz Mróz 2011
Okładka Copyright © RW2010 2011
Aby powstała ta książka, nie wycięto ani jednego drzewa.
Dział handlowy:
marketing@rw2010.pl
Zapraszamy do naszego serwisu:
www.rw2010.pl
Utwór bezpłatny,
z prawem do kopiowania i powielania, w niezmienionej formie i treści,
bez zgody na czerpanie korzyści majątkowych z jego udostępniania.
2
Tomasz Mróz; KOSMICZNY EDEK
R W 2 0 1 0
– Pijmy szybciej, bo się ściemnia!
– No to co?
– Tak się mówi, to jest dowcipne...
S
łońce, jak w każdej kiczowatej powieści, zachodziło krwawo nad zarysem
sklepu nocnego, wydłużając cienie ławeczek przy skwerze, cienie postaci
tkwiących wokół tych ławeczek, a nawet cienie i tak już podłużnych butelek
dzierżonych przez owe postacie w dłoniach. Zapadał zmierzch, a wraz z nim
miarowym pulsem zaczynało tętnić życie nocne wielkich metropolii, takich jak
Londyn, Paryż czy Mediolan. Mieszkańcy tych miejsc z wesołymi minami
korzystali z uciech życia, myśląc z pobłażaniem o smętnym losie mieszkańców
prowincji – miejscowości takich jak Warszawa, Drezno, Bratysława, w których
mieszkańcy ochoczo brali z życia co najlepsze, szczerze żałując swoich
współobywateli w Żylinie czy Katowicach, gdzie ludziom nie mieściło się w
głowie, że mogą być mieszkańcami Sochaczewa, Oławy czy Wąchocka i tak
dalej... Dla ułatwienia identyfikacji opisywanego obszaru geograficznego
dodajmy, że mentalność prawie wszystkich stojących przy ławeczkach postaci
plasowała się poniżej średniej charakteryzującej mieszkańców wspomnianych
miejsc, lecz wcale nie zależała od wielkości zamieszkiwanej miejscowości, bo
takich osobników można spotkać wszędzie. Innymi słowy, rzecz się dzieje
gdzieś w galaktyce i to powinno wystarczyć.
Piękno zachodzącego słońca nie robiło na nikim żadnego, ale to żadnego
wrażenia, no, prawie na nikim.
– Pijmy szybciej, bo się ściemnia! – Stalowy Kazek zarechotał,
wypuszczając malownicze obłoczki papierosowego dymu z ust.
3
Tomasz Mróz; KOSMICZNY EDEK
R W 2 0 1 0
– No to co? – zapytał Pająk.
– Tak się mówi, to jest dowcipne.
– Chyba doustne! – Pająk okazywał fatalny brak zrozumienia dla popisów
intelektualnych kolegi.
Zapadła cisza. Stalowy milczał, bo właśnie pomyślał sobie, że strasznie się
tutaj marnuje, tracąc czas z ludźmi, o których martwili się już twórcy
pozytywistycznych nowelek, później władza ludowa, a obecnie nie martwił się
nikt, pod warunkiem, że ten nikt nie mieszkał w najbliższym sąsiedztwie. Ja
milczałem, bo od samego początku roztrząsanie zależności tempa spożycia od
natężenia światła mnie nie interesowało. Pająk milczał, gdyż był to dla niego
stan normalny, a krótkie sentencje, jakie z siebie czasem wydobywał, nie
wnosiły do rzeczywistości prawie nic. Prawie, bo jednak słowo to słowo. Raz,
że drgające powietrze, a dwa, że słowo, niezależnie jak krótkie bądź głupie by
było, to jednak zasługiwało na opisanie w mądrych słownikach. Dajmy na to,
wyraz „dupa”, jeden z lepiej znanych Pająkowi, wydobywał się nieraz z
gardzieli profesorów, proboszczów, a nawet prezydentów i monarchów. Czyli
mówiąc „dupa”, na krótką chwilę można się było upodobnić do koronowanej
głowy albo kogoś bardzo czcigodnego. Tak by sobie kombinował Pająk, gdyby
kombinował, ale on mówił „dupa” bez żadnych podtekstów. Po latach
odkryłem, że było to niezwykle zdrowe psychicznie podejście; zresztą, z Pająka
w niejednej dziedzinie można by brać przykład.
– No i dupa! – Pająk westchnął.
Słońce schodziło coraz niżej; punktem odniesienia przestał być falisty
daszek sklepu, zastąpiony przez żywopłot za sklepem. Cienie, osiągnąwszy
monstrualne rozmiary, jakby przerażone własną nieoczekiwaną potęgą, zaczęły
się rozmywać wśród porów betonu, blaknąć i znikać jak stuletni staruszek, który
4
Tomasz Mróz; KOSMICZNY EDEK
R W 2 0 1 0
nie pamięta imion dzieci, wnuków, wciąż pyta o rok i o to, co robi Edward
Gierek.
Sytuacja
cieni
nie
była
oczywiście
przedmiotem
niczyjego
zainteresowania, we flaszce przeświecało dno i raczej to powodowało naszą
melancholię, to oraz brak nadziei na lepsze jutro. Pająk znowu westchnął i
powtórzył:
– No, dupa.
– Panowie, trzeba coś skołować, bo idzie wielki suszec – stwierdził
Stalowy.
Wyciągnąłem ostatnią monetę i dałem Stalowemu, który wziął ją z kwaśną
miną.
– Mało!
– A czego wymagasz od rencisty? Niech Pająk się dołoży!
Pająk pogrzebał w kieszeniach wyświechtanych spodni. Jego znudzona
mina przybrała delikatny odcień smutku, który jednakże zaraz zniknął. Pająk
byłby dobrym Indianinem. Powtórzył jeszcze raz wiadome słowo i zapadł w
tępe milczenie, patrząc pod nogi. Założyłbym się, że wiedział, ile niedopałków
leżało pod ławką.
Stalowy rozejrzał się po okolicy, machnął z lekceważeniem ręką na ekipę
Bolka – też nie bardzo im się dzisiaj powodziło. Jego kołujący wzrok zaczepił o
dwie starsze panie w szarych prochowcach, które szły od strony kościoła,
starając się obejść dużym łukiem Bolka i jego kompanów. Chcąc nie chcąc,
przechodziły więc niedaleko Stalowego.
– Szanowne panie pozwolą, że się przedstawię, Kazimierz Opałek vel
Stalowy Kazek. Ja i moi koledzy w ramach rozwoju intelektualnego i
duchowego spotykamy się tu codziennie i roztrząsamy ważne problemy
egzystencjalne. Robimy to społecznie, nie pobierając żadnej opłaty, licząc, że
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin