Neels Betty - Gwiazdkowe oświadczyny.pdf

(610 KB) Pobierz
Neels Betty
Gwiazdkowe oświadczyny
Berta jest niczym wspolczesny Kopciuszek – zyje w cieniu wyrachowanej
siostry, zaniedbywana przez ojca i macoche. Nie wierzy w siebie i nie wierzy w
odmiane swojego losu. Gdy jednak na przyjeciu w jej domu zjawia sie przystojny
lekarz, Berta zaczyna marzyc...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dziewczyna stojąca w rogu zatłoczonego salonu, nie przyciągała uwagi. Była niska, kasztanowe
włosy miała upięte w niemodny kok, a zadarty nos i szerokie usta nie przydawały urody jej pospolitej
twarzy. Nie wyglądała efektownie w ekstrawaganckiej różowej sukience. Wzbudziła jednak
zainteresowanie mężczyzny, który obserwował ją z głębi salonu. Podszedł do niej po chwili i
przywitał się. Usłyszawszy jego miły głos, odwróciła głowę.
Odpowiedziała mu grzecznie, wpatrując się w niego dużymi piwnymi oczami o pięknych rzęsach.
Pomyślał, że pozwalają one natychmiast zapomnieć o jej nosie, ustach i zaczesanych w kok włosach.
Uśmiechnął się do niej serdecznie.
- Znasz tu kogoś? Przyszedłem ze znajomymi, u których byłem z wizytą. Zabrali mnie ze sobą. To
przyjęcie urodzinowe, prawda?
- Tak. - Spojrzała na tłum ludzi za jego plecami. Goście śmiali się, plotkowali i machali do siebie,
trzymając w rękach kieliszki. Na środku sali tańczyło kilka par. - Mam panu kogoś przedstawić?
8
GWIAZDKA MIŁOŚCI
. - Znasz tu wszystkich? - zapytał przyjacielskim tonem. - To twoje urodziny?
- Tak. - Rzuciła mu szybkie, zdziwione spojrzenie i pochyliła głowę, wpatrując się w ozdobiony ce-
kinami stanik sukienki.
- Nie powinnaś więc być królową balu?
- Och, to nie jest przyjęcie dla mnie, tylko dla mojej przyrodniej siostry, tej ślicznej dziewczyny przy
bufecie. Chciałby pan poznać Clare?
- Zdaje się, że mam zbyt wielu konkurentów -odparł lekko. - Powinnaś chyba brać udział w zabawie,
skoro to twoje urodziny?
- Wcale nie. - Miała ładny głos i mówiła rzeczowym tonem. - Na pewno chciałby pan poznać
niektórych gości. Ale nie wiem nawet, jak się pan nazywa...
- Przepraszam. Jestem Oliver Hay-Smythe.
- Berta Soames. - Podała mu drobną dłoń, a on lekko ją uścisnął.
- Naprawdę nie chcę nikogo poznawać. Myślę, że jestem dla tych ludzi trochę zbyt wiekowy.
Przyjrzała mu się z uwagą. Był bardzo wysokim, mocno zbudowanym, przystojnym i pewnym siebie
mężczyzną o gęsto przyprószonych siwizną jasnych włosach
i
szarych oczach.
- Nie jest pan wcale stary - oznajmiła. Podziekował jej z powagą i zapytał:
-
Nie tańczysz?
9
- Och, bardzo lubię tańczyć. - Uśmiechnęła się do niego szeroko, ale jej uśmiech natychmiast przygasł.
- Ja... to znaczy... macocha kazała mi dbać, żeby wszyscy dobrze się bawili. Dlatego tu stoję. Kiedy
widzę, że ktoś jest sam, częstuję go drinkiem i przedstawiam innym gościom. Naprawdę uważam, że
powinien pan...
- Stanowczo nie, panno Soames. - Spojrzał na nią i pomyślał, jak bardzo nie pasuje do tego hała-
śliwego salonu. I dlaczego w dniu swoich urodzin nie włożyła czegoś ładnego zamiast tej okropnej,
pretensjonalnej sukienki? - Nie jesteś głodna?
- Ja? - Zawahała się i po chwili skinęła głową. - Owszem, nie jadłam obiadu. - Spojrzała tęsknie w
kierunku bufetu, gdzie wielu gości serwowało sobie smakowite dania. - Może by pan...
Doktor Hay-Smythe, wybitny specjalista, a zarazem człowiek, który nigdy nie minął obojętnie za-
błąkanego kota ani bezpańskiego psa i który starał się, jak mógł, przyjść każdemu z pomocą, rzekł:
- Ja też jestem głodny. Może byśmy się wymknęli i poszli coś zjeść? Nikt nawet nie zauważy, że nas
nie ma. Zdążymy wrócić, zanim skończy się przyjęcie.
Wpatrywała się w niego zaskoczona.
- Chce pan stąd wyjść? Ale w pobliżu nie ma żadnego baru. Poza tym...
- Nawet w Belgravii muszą być jakieś puby. Zresztą mam samochód. Możemy się rozejrzeć.
10
GWIAZDKA MIŁOŚCI
Oczy jej zabłysły.
- To mi się podoba. Ale macocha powinna chyba wiedzieć, że wychodzę?
- Wcale nie. Dokąd prowadzą te drzwi za tobą? Do holu? No to chodźmy!
- Powinnam wziąć żakiet - powiedziała Berta, kiedy byli na korytarzu. - To potrwa tylko chwilę,
muszę pójść na górę.
- Nie masz na dole jakiegoś płaszcza?
- Mam, ale bardzo stary...
- Nie szkodzi. - Uśmiechnął się życzliwie. -W pubie nikt tego nie zauważy - dodał i pomyślał, że
płaszcz zakryje przynajmniej tę jej okropną sukienkę.
Ubrała się szybko i wyszła z nim na zewnątrz po szerokich schodach.
- Tędy - oznajmił doktor, wskazując na ciemnoszarego rolls-royce'a. Otworzywszy drzwi, wpuścił ją
do środka i usiadł za kierownicą. Ruszając, zapytał jakby od niechcenia: - Mieszkasz tu z rodzicami?
- Tak. Ojciec jest prawnikiem. Pracuje głównie dla międzynarodowych firm. Moja macocha woli mieszkać
w Londynie.
- Masz jakąś pracę?
- Nie. - Odwróciła głowę, patrząc za okno. Doktor
nie
kontynuował tematu, lecz mówił o tym i owym,
mijając spokojne ulice z okazałymi domami, po czym zatrzymał samochód obok parkometra
Zgłoś jeśli naruszono regulamin