Amber Kell - Supernatural Mates 7 - Protecting His Pride.pdf

(1193 KB) Pobierz
AMBER KELL
Supernatural Mates 06
- PROTECTING HIS PRIDE
( Chroniąc swoją dumę )
Tłumaczenie: panda68
~1~
Prolog
Poszukiwali go. Przynajmniej mógł uwolnić innych. Gdy Melissa rozkazała zabić
Cesara, powinna im kazać zabić go w laboratorium. Przewożenie go było jej pierwszym
błędem. Głupio myślała, że żołnierze będą na tyle silni, iż powstrzymają Cesara.
Jednak, nawet pobity i skuty łańcuchem, obezwładnił swoich porywaczy i podciął im
gardła. Spojrzenie w ich puste, martwe oczy będzie dręczyć jego sny jeszcze dość długi
czas, ale w walce o przetrwanie nie było miejsca na współczucie.
Wewnętrzny lew Cesara odmówił bycia już kontrolowanym przez te jagnięta.
Musiał bronić swoją dumę przed dalszymi torturami będącymi przykrywką
eksperymentów naukowych. Zabijanie, by zrealizować ten cel, martwiło tylko jego
ludzką połowę. Dla jego lwa, żołnierze byli przeznaczeni na straty. Wybrali złą stronę w
tej bitwie i zapłacili za to.
Wejście na teren posiadłości było zadziwiająco łatwe. Tylko trzech strażników stało
między nim, a jego celem. Z niewielkim wysiłkiem powalił ich i doszedł do głównego
pokoju sterującego.
Pstryknął środkowy włącznik. Jeśli dobrze zrozumiał diagram, wszystkie zamki
będą teraz wyłączone. Nie ośmielił się majstrować dalej z elektrycznym panelem – to
mogłoby zaalarmować zbyt wielu ludzi, że sprawy nie szły zgodnie z planem.
Poza tym, nie wiedział, gdzie ta suka Melissa zniknęła. Wszystko, co wiedział, to że
siedziała w przytulnym pokoju, czekając na następnego zmiennego, by móc go dręczyć.
To była jedyna kobieta, która lubiła swoją pracę. Kilka tygodni temu, Cesar głupio
zgodził się wejść do laboratorium z własnej woli. Ogłoszenie mówiło o eksperymentach
z krwią i miłej zapłacie na koniec programu.
Cesar pracował w kuchni i potrzebował dodatkowych pieniędzy, by zapłacić za
szkołę kulinarną. Po tym, jak został wykopany z własnej dumy z powodu posiadania
zbyt dużej mocy alfa, przenosił się od restauracji do restauracji, wolno budując swoje
doświadczenie i umiejętności.
Myśli o jego starej alfie, Brellu, wywoływały gniew, który spalał jego ciało, jasny i
gorący jak rozbłysk. Brell nawet nie miał odwagi sam zająć się Cesarem – był zbyt
~2~
wystraszony, że przegra w walce pomiędzy nimi. Miał parę starszych lwów, które
wyrzuciły Cesara nawet bez godności wyzwania. Cesar wiedział, że dorównuje
Brellowi siłą i mógłby pobić starszego mężczyznę, ale najwyraźniej fakt, że nie miał
zamiaru być alfą, nie został rozważony w decyzji jego wyrzucenia.
Cesar myślał, że Brell jest dobrym alfą, dopóki nie wyrzucił Cesara jak śmiecia.
Łajdak.
- Znalazłem problem! – wykrzyknął gdzieś blisko człowiek, ostrzegając Cesara, że
nie jest już sam.
Cholera.
Był tak skupiony na uwalnianiu swojej małej grupy laboratoryjnych lwów, że nie
usłyszał odgłosów zbliżającego się strażnika.
Głupek.
Jego niskie warknięcie frustracji wypełniło powietrze.
Strażnik krzyknął.
- Nawet o tym nie myśl, dziwaku!
- Chcesz zobaczyć dziwaka? – Cesar zmienił swoje ręce w pazury i pociął twarz
człowieka.
- Ahhh! – krzyczał strażnik i rzucił broń, by dotknąć swoich krwawiących ran.
Cesar skorzystał z okazji, by uderzyć go pięścią. Z zadowalającym chrzęstem,
strażnik padł nieprzytomny na ziemię.
Wiedząc, że jego czas się skończył, Cesar wymknął się zza narożnik, rozglądając się
wkoło. Musiał trzymać się z dala od jakichkolwiek strażników, którzy mogliby przyjść,
by sprawdzić zniknięcie tego żołnierza.
Pragnął uciec i wrócić do swojego starego życia, jakby to wszystko było tylko
okropnym snem, ale najpierw musiał uwolnić swoich przyjaciół. Wchodząc w znajomy
korytarz, spostrzegł inne zmienne lwy z jakimiś ludźmi, których nie rozpoznał. Cesar
przyglądał się jak chętnie wskoczyli do pojazdu i odjechali. Jego serce zamarło,
ponieważ zdał sobie sprawę, iż musieli myśleć, że ich porzucił. W istocie uciekł z
zamiarem powrotu i uwolnienia ich wszystkich. A to wyglądało, jakby niektórzy sami
się uwolnili.
~3~
Najważniejsze, żeby jego lwy były bezpieczne. No cóż, tak naprawdę nie byli jego
lwami. Musiał powtarzać sobie ten fakt, kiedy tak patrzył, gdy odjeżdżali do wolności.
- Przynajmniej wciąż mamy jednego – powiedział za nim twardy głos.
Ostre, kłujące odczucie uderzyło w jego grzbiet – bez wątpienia kula. Często
używali ostrej amunicji, by utrzymywać zmiennych pod kontrolą. Z kulą w swoim ciele
nie mogli zmienić się w swoje zwierzęce ja, ponieważ odłamek pocisku mógłby
przemieścić się w bardziej newralgiczne miejsce. Kręgosłup i klatka piersiowa były
zazwyczaj tymi miejscami, w które celowali. Kula w nogę albo w ramię była zbyt łatwa
do usunięcia.
Cesar odwrócił się przodem do swojego napastnika. Jego lwia połowa potrzebowała
spojrzeć w oblicze swojego wroga.
Strażnik stojący naprzeciw niego był jednym z niewielu, którzy naprawdę lubili
swoją pracę. Bill, jeśli Cesar dobrze zapamiętał jego imię, cieszył się z każdej okazji by
dręczyć zmiennych. Ilekroć naukowcy wywoływali w nich ból, zawsze miał uśmiech na
swojej twarzy.
- Stój spokojnie. Ani kroku dalej – ostrzegł Bill. Teraz już się nie uśmiechał.
- Wiesz, co się mówi, Bill – powiedział Cesar
Bill opuścił nieznacznie swoją broń.
- Co?
- Że zemsta jest suką. – Z głośnym warczeniem, Cesar rzucił się na żołnierza.
Tłumaczenie: panda68
~4~
Rozdział 1
- Garret, musisz przestać odstraszać pomoce. – Ellie Halcon popatrzyła gniewnie na
swojego brata, z dziwnym wyrazem na jej zwykle słodkiej twarzyczce.
Pot zwilżył jej czoło, kiedy stanęła przy nim w gorącej kuchni, stukając stopą w
denerwującym rytmie. Siostra Garreta pracowała, jako kierownik restauracji i
zarządzała tym miejscem sprawną ręką. Jednak, w tej chwili grała wkurzająco na
ostatnim nerwie Garreta.
Garret wzruszył ramionami, obojętny na jej niepokoje. Prowadził tę rodzinną
restaurację przez dziesięć z trzydziestu lat i wiedział, jakiego personelu potrzebowali,
by odnieść sukces. Zawsze byli ludzie, którzy chcieli dla niego pracować. Nie musiał
znosić gównianych pracowników.
- Nie byłbym zmuszony ich straszyć, gdyby dobrze wykonywali swoją robotę. Poza
tym, jeśli nie potrafi donieść talerza do stołu bez wylania go na gościa, nie będzie tutaj
pracował. Wciąż mamy jakieś standardy, prawda? – warknął.
Nie próbował być dupkiem, ale kelner, którego wyrzucił był całkowicie
niekompetentny. Garreta nie obchodziło, że ludzki kelner nie był przyzwyczajony do
zmiennych i łatwo się przerażał. Skoro dzieciak planował zamieszkać w mieście
zmiennych, musiał nauczyć się przystosować.
- Co pełza w górę twoich piór na ogonie? – zapytała Ellie, przechylając głowę w
sposób przypominającym ten ruch w jej postaci jastrzębia. – Wariujesz przez ostatni
miesiąc.
- Nic się nie dzieje – sapnął Garret. – Może poszłabyś do domu i poddała
psychoanalizie swoje złote rybki. Ja tworzę.
Odpędził ją niecierpliwionym gestem swojej ręki. Nie chciał gadać ani omawiać
swoich uczuć. Chciał być sam.
Garret przeniósł swoją uwagę na nowe danie z makaronu. Jeśli smakuje, chociaż w
połowie, tak dobrze jak pachnie, to będzie hit już pierwszej nocy. Po jeszcze paru
minutach próbowania wywiercenia dziury w głowie Garreta, Ellie poddała się.
~5~
Zgłoś jeśli naruszono regulamin