Starcraft 2 - W cieniu Xel'Nagi.pdf

(808 KB) Pobierz
Gabriel Mesta
StarCraft:
W cieniu Xel'Nagi
StarCraft: Shadow Of The Xel'Naga
Przełożyła: Izabela Matuszewska
Wydanie oryginalne: 2001
Wydanie polskie: 2001
Książka ta jest dla
Scotta Moesty
za jego mądre rady dotyczące
świata „Starcraft”
(nie zrobilibyśmy tego bez Ciebie).
Wszystkie te długie znojne godziny
spędzone na grach nareszcie przyniosły efekt.
I dla jego żony,
Tiny Moesty,
za zrozumienie, że facet musi czasami
skopać tyłek kilku obcym.
Podziękowania
Specjalne podziękowania należą się Chrisowi Me
tzenowi i
Billowi Roperowi za ich cenny wkład; Robowi Simpsonowi i
Marco Palimieriemu z Pocket Books za wsparcie i zachęcanie
nas do ukończenia tej książki; Kevinowi J. Andersonowi i
Rebece Moeście, bez których nie byłoby Gabriela Mesty;
Mattowi Bialerowi z Trident Media Group za podtrzymywanie
nas na duchu; Debrze Ray z AnderZone za doping; Catherine
Sidor, Dianie E. Jones i Sarze L. Jones z WordFire Inc. za to, że
dzięki nim wszystko szło gładko; Jonathanowi Cowanowi,
Kiernanowi Maletsky’emu, Nickowi Jacobsowi, Gregorowi
Myhrenowi i Wesowi Cronkowi za to, że byli naszymi
przewodnikami oraz za ich niesłabnący zapał do gry.
Rozdział
1
Kiedy dusząca zasłona ciemności opadła na miasto, osadnicy Free
Haven, zaprawieni w zmaganiach z nieprzyjazną pogodą, pospieszyli, aby
się ukryć przed burzą. Na kolonialnej planecie Bhekar Ro noc zapadała
szybko, wietrzna i bezgwiezdna.
Na horyzoncie kłębiły się smoliste chmury, uwięzione ponad ostrą granią
gór otaczających rozległą dolinę
serce kolonii rolniczej. Pierwszy
ogłuszający grzmot przetoczył się nad szczytami niczym ogień artyleryjski.
Każdy wybuch był dość silny, aby wykryły go wszystkie sprawne jeszcze
sejsmografy rozmieszczone wokół eksplorowanego obszaru.
Warunki atmosferyczne panujące na planecie powodowały wyładowania
o niespotykanym akustycznym impecie. Sam huk nierzadko siał poważne
zniszczenia, a to, co pozostało nietknięte przez grzmot, rozbijał w pył laser
błyskawicy.
Czterdzieści lat temu koloniści uciekający przed uciskiem rządu
Konfederacji Terrańskiej padli ofiarą naiwnej wiary, że miejsce to może się
stać nowym rajem. Cztery pokolenia później uparci osadnicy nadal nie
chcieli się poddać.
Oktawia Bren
siedziała na miejscu strzeleckim obok swego brata Larsa i
spoglądała przez popękaną szybą ogromnej robożniwiarki zmierzającej
pospiesznie w stronę miasta. Łoskot mechanicznych bieżników i ryk silnika
prawie całkowicie zagłuszały huk grzmotów. Prawie.
Laserowe
strumienie błyskawic przeszywały przestrzeń niczym świetlne
bełty, elektrostatyczne lance wypuszczone z chmur i znaczące powierzchnię
gruntu szklistą wysypką. Widok błyskawic przywiódł Oktawii na myśl pociski
nuklearne dział Yamato, którymi raziły z orbit terrańskie krążowniki bojowe.
Widziała kiedyś te sceny w miejskiej bibliotece.
Po co, do jasnej galaktyki, nasi dziadkowie w ogóle tu przyjeżdżali?
zapytała retorycznie.
Kilka następnych błyskawic wypaliło w ziemi nowe kratery.
Dla piękna krajobrazu,
rzecz jasna –
zażartował Lars.
Gradobicie oczyszczało wprawdzie powietrze z wszechobecnego pyłu i
piasku, ale mogło również zniszczyć uprawy pszenryżu i mchu sałatkowego,
który dopiero co się zdążył przyjąć na skalistym podłożu. Z niewielkimi
zapasami żywności, jakimi dysponowali, osadnicy z Free Haven nie
przeżyliby poważnej klęski nieurodzaju, a o pomoc z zewnątrz nie prosili już
od wielu lat.
Jakoś przetrwają. Dotąd zawsze im się to udawało.
Lars obserwował nadchodzącą burzę z błyskiem podniecenia w
orzechowych oczach. Chociaż był rok starszy od siostry, z tym zawadiackim
uśmiechem wyglądał na beztroskiego młokosa.
Jestem pewien, że zdążymy uciec przed najgorszym.
Zawsze ci się wydaje, że można zrobić więcej, niż podpowiada
rozsądek.
– Mimo swoich
siedemnastu lat Oktawia znana była jako wyjątkowo
rozważna i zrównoważona dziewczyna.
A kończy się to tak, że muszę
ratować twój tyłek.
Lars za to miał niespożyte zasoby energii i entuzjazmu.
Oktawia chwyciła się siedzenia, kiedy ogromny wielozadaniowy pojazd z
chrzęstem przejechał przez rów, po czym ruszył dalej po szerokiej bitej
drodze ciągnącej się między uprawami w stronę dalekich świateł miasta.
Po śmierci rodziców Lars wpadł na zwariowany pomysł, aby we dwójkę
powiększyli swoje tereny uprawne, a na dodatek przejęli jeszcze
zautomatyzowane kopalnie minerałów w oddalonym paśmie górskim.
Oktawia próbowała go odwieść od tego zamiaru.
Bądź rozsądny, Lars. I bez tego mamy na farmie pełne ręce roboty. Jeśli
ją powiększymy, nie starczy nam już czasu na nic innego, nawet na
założenie rodzin.
Połowa niezamężnych dziewcząt w kolonii oficjalnie zgłosiła gotowość
poślubienia Larsa, a Cyn McCarthy zrobiła to nawet trzykrotnie! Jak dotąd
jednak Lars wynajdywał mnóstwo wymówek. W tym surowym świecie
koloniści osiągali pełnoletniość w wieku piętnastu lat, a wielu z nich miało
już własne rodziny, zanim skończyło osiemnaście. Za rok Oktawia miała
stanąć przed tą samą decyzją, a wybór we Free Haven był niewielki.
Jesteś pewien, że tego chcesz?
zapytała
wtedy po raz ostatni.
Oczywiście. Warto teraz dać z siebie jak najwięcej. A kiedy interes
nabierze rozpędu, będziemy mieli mnóstwo czasu na założenie rodzin
przekonywał Lars, odrzucając do tyłu jasne włosy, które sięgały mu do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin