West Sarah - Namiętność.pdf

(596 KB) Pobierz
Sarah West
Namiętność
0
Rozdział I
— Niejaki pan Grant Davis jest tutaj, poszukuje pracowników do
powstającej firmy. Czy mam go wprowadzić?
Serce Phillidy zadrżało. To nie może być... ?
Na opalonej twarzy Jannine Glarkson pojawił się rumieniec, gdy
wprowadziła interesanta.
W drzwiach stanął wysoki mężczyzna. Jego twarz wyrażała
zdziwienie, ale była jednocześnie uśmiechnięta. Gdy się odezwał, mówił
jakby przez nos, z silnym amerykańskim akcentem.
— Phillido, to ty? Nie miałem pojęcia,
że
tu pracujesz, dopóki mi nie
powiedziano,
że
przyjmie mnie pani Dennison.
Zaskoczona tym nieoczekiwanym spotkaniem, przez moment nie
była zdolna odezwać się. Zacisnęła pięści starając się opanować drżenie
rąk. Gdy zaczęła mówić, jej głos był chłodny i spokojny.
— Cześć, Grant — odpowiedziała. — Nie sądziłam,
że
zobaczę cię
znów w Hadbury.
— Ja też nie przypuszczałem,
że
tu przyjadę. Firma, dla której
pracuję, wybrała to miasto, a ja znam teren. Gdy przyszło co do czego,
wysłano mnie. Dlatego tu jestem.
Przyglądała mu się uważnie. Wyglądał dobrze, trochę przytył, lecz i
tak był szczupłym mężczyzną. Czarne włosy zaczesane do tyłu, sięgały
kołnierza ciemnego garnituru. Ciemnoszare oczy patrzyły poważnie spod
gęstych, czarnych brwi. Gdy uśmiechnął się, wokół lekko zadartego nosa
tworzyły się dwie wyraźne bruzdy.
S
R
1
Odpowiedziała uśmiechem na jego uśmiech, starając się zignorować
gwałtowne bicie serca.
— Jak ci się powodzi? — spytała uprzejmie. — Niewiele się
zmieniłeś. I jesteś teraz pięknie opalony.
— Spędziłem krótki urlop na Florydzie, zanim tu przyjechałem. A co
u ciebie? Ty za to się zmieniłaś — spojrzał na nią badawczo. —
Wyglądasz wspaniale.
— Dziękuję. Teraz może tak — dodała po cichu, bardziej do siebie.
— Ale to nie było wcale
łatwe.
Podniosła dumnie głowę, a jej zielone, kocie oczy bez lęku patrzyły
mu w twarz.
— Proszę, siadaj. W czym mogę ci pomóc?
biurka.
aby ich dłonie nie dotknęły się.
— Dziękuję. — Usiadł naprzeciwko niej, po drugiej stronie dużego
Wyjął z eleganckiego nesesera kartkę papieru i podał jej uważając,
— To jest lista na której wypisaliśmy wymagania w stosunku do
pracowników, których chcielibyśmy zatrudnić. Jest chyba wystarczająco
dokładna. Jeżeli masz jakieś wątpliwości co do poszczególnych pozycji, to
proszę pytaj.
Oszołomiona przeglądała listę. Zerknęła na nagłówek.
— Zabieracie się za nieruchomości przemysłowe?
— Tak. Rozpoczynamy działalność za dwa tygodnie, w
poniedziałek. Do tego czasu chciałbym mieć już pełny wykaz
zatrudnionych osób. Zdążysz?
S
R
2
— Nie widzę powodów, dla których miałabym nie zdążyć, chociaż
ludzie będą musieli złożyć wymówienia u swoich obecnych pracodawców.
To może trochę potrwać. Powiedz mi coś o twojej spółce. Ubiegający się o
pracę u was na pewno też będą chcieli wiedzieć. To jest amerykańska
firma?
— Częściowo amerykańska, ale także międzynarodowa. Miałem
szczęście,
że
wybrali akurat mnie do pracy w Wielkiej Brytanii. To nie
tylko oznacza awans, ale także powrót do domu.
— Gratuluję. — Głos jej lekko zadrżał. — Czym się właściwie
zajmujesz?
— Projektami oprzyrządowania do komputerów. Przygotowujemy
również programy i gotowe zestawy komputerowe dla zainteresowanych.
— Wygląda to na poważną działalność, zwłaszcza,
że
macie w tej
dziedzinie sporą konkurencję na rynku.
Rysowała coś bezmyślnie na kawałku papieru. Grant Davis posiadał
wszystkie cechy potrzebne do podjęcia takiego przedsięwzięcia. Kierowała
nim poparta zdolnościami ambicja, miał zamiłowanie do ciężkiej pracy i
zdecydowanie dążył do osiągnięcia sukcesu. Z doświadczenia wiedział,
że
był także uparty i nieskłonny do
żadnych
ustępstw.
— To jest wielka szansa. Potrzebuję dobrych pracowników, dlatego
proszę cię o pomoc. — Uśmiechnął się
łobuzersko.
— Wierzę w twoją
intuicję. Wiesz, jakich ludzi potrzebuję. Najlepszych!
Jej twarz wykrzywił grymas, a policzki mocno się zaczerwieniły.
Zdenerwowała się. Jak on
śmiał?
— Dużo czasu upłynęło — odpowiedziała sztywno.
S
R
3
Życie
w Ameryce zmieniło twoje oczekiwania odnośnie ludzi i
kariery zawodowej.
Przyjrzał jej się badawczo.
— Znasz mnie dobrze, Phillido — powiedział cicho.
— To była
życiowa
szansa. Musiałem ją wykorzystać.
— Oczywiście. Zdaję sobie z tego sprawę. Czy jesteś
żonaty?
Wymknęło jej się to pytanie, pożałowała go, ledwo je wymówiła.
Jakie ma to w gruncie rzeczy znaczenie?
— Nie. Ty chyba także nie wyszłaś za mąż?
— Nie, ale zastanawiam się nad tym.
Hugh chciał ją poślubić. Nie rozpatrywała jego propozycji poważnie,
ale Grant nie może myśleć,
że
mężczyźni przestali się nią interesować. To
nie jego sprawa — jej obawy, aby znowu nie zostać zranioną.
— To dobrze. — Pokiwał głową. — Byliśmy wtedy za młodzi.
Początkowo bardzo tęskniłem za tobą...
Czyżby? Jeśli tak było, dlaczego przestał pisać do niej? Poprawiła
akta na biurku i spojrzała wymownie na zegar.
— Przepraszam bardzo, ale muszę wykonać jeszcze lulka telefonów,
zanim pójdę do domu. Pierwszą rzeczą jaką zrobię jutro, będzie
opracowanie twoich wymagań dotyczących przyszłych pracowników.
Dam ci znać, gdy tylko znajdę kogoś odpowiedniego.
Wstał.
— W porządku. Nie mam tu jeszcze sekretarki, ale dzwoń, proszę.
Gdyby mnie nie było, zostaw wiadomość. Oddzwonię.
— Dobrze. — Wstała, aby go doprowadzić do drzwi. Gdy go mijała,
przytrzymał ją za ramię.
S
R
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin