Feehan Christine - Mrok 04 - Mroczna magia.pdf

(1720 KB) Pobierz
Mroczna magia
-1-
Mroczna magia
Feehan Christine
Mroczna magia
IV tom Mrocznej Serii
-2-
Mroczna magia
Spis treści
Rozdział 1 .................................................................................. - 4 -
Rozdział 2 ................................................................................ - 24 -
Rozdział 3 ................................................................................ - 43 -
Rozdział 4 ................................................................................ - 60 -
Rozdział 5 ................................................................................ - 79 -
Rozdział 6 ................................................................................ - 96 -
Rozdział 7 .............................................................................. - 113 -
Rozdział 8 .............................................................................. - 134 -
Rozdział 9 .............................................................................. - 152 -
Rozdział 10 ............................................................................ - 172 -
Rozdział 11 ............................................................................ - 189 -
Rozdział 12 ............................................................................ - 207 -
Rozdział 13 ............................................................................ - 226 -
Rozdział 14 ............................................................................ - 245 -
Rozdział 15 ............................................................................ - 261 -
Rozdział 16 ............................................................................ - 279 -
Rozdział 17 ............................................................................ - 297 -
Rozdział 18 ............................................................................ - 314 -
-3-
Mroczna magia
R
OZDZIAŁ
1
Noc pulsowała życiem, biciem serc niezliczonej liczby ludzi.
Szedł między nimi niewidziany, niewykryty, poruszając się z płynną
gracją dzikiego drapieżnika.
W nozdrzach silnie odczuwał ich zapach. Mdłe perfumy. Pot.
Szampon. Mydło. Alkohol. Narkotyki. AIDS. Słodka, zdradliwa woń
krwi. Jakże wielu ludzi w tym mieście. Bydło. Owce. Zdobycz.
Miasto było znakomitym miejscem do polowań. Lecz on pożywił się
już tego dnia, więc, pomimo, że krew szeptała do niego, kusząc
obietnicą siły, potęgi, uwodzicielską gorączką podniecenia,
powstrzymał się od ulegania swoim pragnieniom. Po tych wszystkich
wiekach stąpania po ziemi, wiedział, że cicho szeptane obietnice były
bez pokrycia. Miał już olbrzymią moc i siłę, wiedział, że gorączka,
jakkolwiekby nie była kusząca, była taką samą iluzją jak ludzkie
narkotyki.
Stadion w tym nowoczesnym mieście był ogromny, zapchany
tysiącami ludzi.
Przeszedł obok strażników bez chwili wahania, bezpieczny,
wiedząc, że nie mogą wykryć jego obecności. Pokaz magii - łączący
wyczyny, ucieczki, zniknięcia i tajemnice - był już prawie
zakończony, a oczekiwanie - ciche i wstrzymujące oddech - zaległo
wśród tłumu. Na scenie słup mgły wzniósł się z miejsca, gdzie, chwilę
wcześniej stała sama iluzjonistka. Wmieszał się cienie, jego blade,
srebrzyste spojrzenie wbijało się w scenę. Wtedy z mgły wyłoniła się
ona - spełnienie fantazji każdego mężczyzny - marzenie o gorących,
parnych nocach. Na satynie lub jedwabiu. Oczarowująca gracja
kobiecych ruchów przywodziła na myśl tajemniczą, mistyczną
mieszankę niewinności i uwodzenia. Gęste granatowo - czarne włosy
opadały falującą kaskadą aż do jej bioder. Biała wiktoriańska koronka
sukni zakrywała jej ciało, unosząc wysokie, pełne piersi i formując jej
wąską klatkę piersiową wraz z wciętą talią. Małe perłowe guziki u
dołu sukni były rozpięte od rąbka aż do pół uda, ukazując przelotnie
ponętne pięknie ukształtowane nogi. Jej znak firmowy - ciemne
-4-
Mroczna magia
okulary - zasłaniały oczy, ale przyciągały uwagę do kuszących ust,
idealnych zębów oraz klasycznych rysów twarzy.
Savannah Dubriński, jedna z największych magików na świecie.
Mężczyzna wytrzymał już blisko tysiąc lat ponurej pustki. Bez
radości, gniewu, bez pożądania. Żadnych emocji. Nic, oprócz
przyczajonego wewnątrz głodnego, niezaspokojonej bestii. Nic prócz
rosnącej ciemności, plamy rozrastającej się w jego duszy. Jasne oczy
ślizgały się po niewysokiej, idealnej figurze, a potrzeba nagle w niego
uderzyła. Twarda. Brzydka. Bolesna. Jego ciało spuchło, stwardniało,
każdy mięsień napiął się, gorący i bolesny. Palce zgięły się wolno
wzdłuż oparcia fotela, wbijając się głęboko i pozostawiając widoczne
odbicie ludzkich palców w metalu. Pot kroplił mu się na czole.
Pozwolił, aby ból przepływał przez niego. Smakując go. Czuł. Jego
ciało nie tylko jej pragnęło. Żądało jej, płonęło za nią. Zwierzę uniosło
swój łeb i spoglądało na nią, znacząc ją, roszcząc swych praw do niej.
Ostry, niebezpieczny i okrutny głód narastał.
Na scenie dwójka asystentów zaczęła zakuwać ją w łańcuchy, ich
ręce dotykały jej miękkiej skóry, ich ciała ocierały się o nią. Niski
warkot narastał mu w gardle, jego jasne oczy płonęły dziką
czerwienią. W tej chwili tysiąc lat samokontroli zniknęło w ogniu,
uwalniając niebezpiecznego drapieżnika. Wiedział, że nikt nie jest już
bezpieczny, śmiertelnik czy nieśmiertelny.
Na scenie głowa Savanny uniosła się i odwróciła, jak gdyby
wyczuwała niebezpieczeństwo, mały jelonek schwytany w pułapkę,
przyszpilony do ziemi.
Jego wnętrzności zacisnęły się gorąco. Uczucia. Ciemne
pożądanie. Dzika żądza. Silna, prymitywna potrzeba posiadania.
Zamknął oczy i odetchnął głęboko. Wyczuł jej strach i był z niego
zadowolony. Myśląc, że jest już stracony na cała wieczność, nie dbał
o to, że uczucia mogą być tak intensywne, by doprowadzić go na skraj
przemocy. Były prawdziwe. Możliwość odczuwania była radosna, bez
względu na to ja niebezpieczne były to uczucia. Nie miało dla niego
znaczenia, że niesłusznie ją oznaczył, jako swoją, że zgodnie z
prawem nie należała do niego, że manipulował wynikiem ich związku
nawet przed jej urodzeniem, że złamał prawa swojego ludu, by ją
posiadać. Nic nie miało znaczenia. Jedynie to, że wreszcie była jego.
Wyczuł poszukiwania jej umysłu, otarły się o niego jak skrzydła
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin