Lindsay Yvonne - Podwójna gra.pdf

(543 KB) Pobierz
Yvonne Lindsay
Podwójna gra
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Rina! Tutaj!
Sarina Woodville odwróciła głowę, słysząc głos siostry bliźniaczki. Gdy tylko w
tłumie w hali przylotów wypatrzyła rudowłosą kobietę, jej zmęczoną twarz przeciął
uśmiech.
Odprawa poszła sprawnie, dzięki Bogu. Ciągnąc walizkę, Rina pokonała niewielką
odległość i wpadła w ramiona siostry.
- Tak się cieszę,
że
cię widzę - powiedziała Rina.
- Jak podróż? Założę się,
że
koszmarna. Strasznie długa, co? - paplała Sara, nie
słuchając odpowiedzi.
Prócz oczywistej radości Rina dojrzała na twarzy Sary oznaki wyczerpania.
- Wszystko w porządku? Nie będę ci przeszkadzać?
Miała wielką nadzieję,
że
Sara nie zmieniła zdania.
W minionym tygodniu narzeczony Riny niespodziewanie zerwał zaręczyny. Kiedy
Sara zaproponowała jej, by przyleciała na Isla Sagrado, Rina z chęcią skorzystała z oka-
zji. Chciała choć na chwilę oderwać się od codzienności. Teraz przestraszyła się,
że
bę-
dzie zawalidrogą. Sara niedawno zaręczyła się z niejakim Reynardem del Castillem. Na-
zwisko brzmiało dość pretensjonalnie, lecz sądząc z tego, co Rina słyszała od siostry, na
tej maleńkiej
śródziemnomorskiej
wyspie del Castillowie byli niczym ród królewski.
Sponsorowali między innymi doroczne zawody jeździeckie, w których po sukce-
sach we Francji uczestniczyła Sara. W mejlach Sara zachwycała się urodą wyspy oraz jej
mieszkańców. I coraz częściej wspominała o Reynardzie. Pospieszne zaręczyny były
jednak dla Riny ogromnym zaskoczeniem. Ten Reynard to musi być nie byle kto, myśla-
ła,
skoro tak szybko zdobył siostrę.
Sara lekko się uśmiechnęła.
- Usiądźmy w kawiarni i pogadajmy.
- Nie mogłybyśmy porozmawiać po drodze? - spytała Rina.
Marzyła o prysznicu, gorącej herbacie i dwunastu godzinach nieprzerwanego snu.
Jutro znów będzie sobą.
L
T
R
Podróż z Nowej Zelandii, z koniecznymi uciążliwymi przesiadkami, trwała niemal
trzydzieści siedem godzin. Rina padała z nóg.
- To skomplikowane, nie mam wiele czasu. Naprawdę mi przykro. Później ci
wszystko wyjaśnię, obiecuję, ale teraz muszę wracać do Francji - oznajmiła Sara.
Sara odwiedziła przyjaciół na południu Francji. W dniu przyjazdu siostry miała być
z powrotem na wyspie.
- Do Francji? Dopiero co przyleciałaś.
Sara kiwnęła głową, nie patrząc Rinie w oczy. Spojrzała za to na tablicę odlotów.
- Tak, ale potrzebuję więcej czasu. - Sięgnęła do torebki, wyjęła z niej kopertę i po-
łożyła
ją na stoliku przed siostrą. - Napisałam list na wypadek, gdybyśmy się minęły.
Naprawdę mi przykro.
Żałuję, że
mam dla ciebie tak mało czasu. Wiem,
że
oczekujesz
pocieszenia, ale ja z kolei naprawdę potrzebuję twojej pomocy. Wszystko ci napisałam w
liście. Przyrzekam,
że
wrócę, kiedy wszystko załatwię. Jedź do domu, włożyłam ci tam
klucz. - Poklepała kopertę. - Rozgość się, a potem, kiedy przyjadę, pogadamy jak za
dawnych czasów.
Głośniki z trzaskiem obudziły się do
życia.
Wezwano pasażerów lecących do Per-
pignan.
- Mój samolot. Przepraszam, siostrzyczko. - Sara zwróciła się do Riny zdrobnie-
niem, jakiego używała, gdy chciała ją udobruchać. - Wiem, obiecałam,
że
będziemy ra-
zem. - Podniosła się i uściskała siostrę. - Zrekompensuję ci to. Kocham cię.
Po tych słowach oddaliła się szybkim krokiem. Rina siedziała osłupiała przy stoli-
ku, odprowadzając wzrokiem siostrę, która kierowała się w stronę bramki. Kiedy do jej
niewyspanej, wymęczonej podróżą i zmianą czasu głowy dotarło,
że
Sara naprawdę ją
zostawiła, zacisnęła palce na kopercie. Szelest papieru uświadomił jej,
że
tam właśnie
znajdzie wytłumaczenie zachowania siostry.
Rina otworzyła kopertę i wyjęła list i klucz. Coś jeszcze wypadło na blat ze
ślada-
mi kubków do kawy, odbijając
światło.
Rina sięgnęła po to szybko, hamując westchnie-
nie. Trzymała w ręce platynowy pierścionek z dużym brylantem.
To typowe dla Sary,
że
tak cenną rzecz włożyła do czegoś tak zwyczajnego jak ko-
perta. Rina zdusiła irytację i rozłożyła kartkę. Odcyfrowując pełne zawijasów pismo,
ści-
L
T
R
skała pierścionek. Wreszcie głośno westchnęła. Nie mogła w to uwierzyć. Sara nigdy tak
się nie zachowywała. Nic dziwnego,
że
nie chciała się do tego przyznać, rozmawiając z
nią w cztery oczy. Rina jeszcze raz przejrzała list z nadzieją,
że
może coś ominęła. Nie-
stety tylko się
łudziła.
Kochana Rino, bardzo Cię przepraszam, ale muszę Cię tutaj zostawić. Wiem,
że
to
dla Ciebie trudny okres, ale przynajmniej będziesz z dala od tego człowieka i wyleczysz
rany. Chyba popełniłam wielki błąd i potrzebuję trochę czasu,
żeby
to przemyśleć. Czy
mogłabyś przez parę dni udawać,
że
jesteś mną, dopóki ja nie dojdę z tym do
ładu?
Rey-
nard o niczym się nie dowie. Włóż mój pierścionek zaręczynowy i noś moje ciuchy, tak
jak robiłyśmy kiedyś, zanim dorosłyśmy. A w każdym razie, zanim ty dorosłaś. Bo ja chy-
ba wciąż jeszcze jestem dzieckiem.
Rina czytała dalej, zapoznając się z niezbędnymi informacjami na temat Reynarda,
na przykład, gdzie się poznali, jaki jest jego ulubiony napój, gdzie razem bywali.
Wyczerpana podróżą i zszokowana prośbą siostry, czuła rosnącą złość. Jak Sara
śmie
ją o to prosić? Czy nie ma współczucia dla nikogo oprócz siebie? Jak może oczeki-
wać,
że
zbolała po zerwanych zaręczynach siostra bez trudu wejdzie w jej rolę? To nie w
porządku. Również wobec Reynarda del Castilla.
L
T
R
Rina zgniotła kartkę. Słowa Sary nie dawały jej spokoju. „Chyba popełniłam wiel-
ki błąd".
W głowie słyszała podobne słowa wypowiedziane tak niedawno, lecz nie przez Sa-
rę, a przez byłego narzeczonego, Jacoba. Riną wstrząsnęły dreszcze. Znów była w tamtej
restauracji, ich ulubionej. Siedziała naprzeciw mężczyzny, z którym zamierzała spędzić
resztę
życia,
a on oznajmił,
że
zakochał się w innej. Od paru miesięcy chciał jej o tym
powiedzieć i wciąż to odkładał, ale skoro data
ślubu
zbliża się z każdym dniem, dłużej
nie może zwlekać.
Rina potrząsnęła głową. Zdradzona przez Jacoba, na samą myśl,
że
miałaby kogoś
oszukiwać, poczuła się chora. Za nic tego nie zrobi. Nawet dla siostry.
Wrzuciła do koperty list, klucz i pierścionek, po czym schowała ją głęboko do to-
rebki, którą zarzuciła na ramię. Wstała od stolika i chwyciła rączkę walizki na kółkach.
Znajdzie taksówkę, pojedzie do domu, gdzie mieszka Sara, weźmie prysznic, przebierze
się i odnajdzie Reynarda del Castilla. Powie mu to, co siostra bała się powiedzieć. Nikt
nie zasługuje na takie traktowanie.
Reynard del Castillo studiował protokół sądowy, który od pół roku leżał na jego
biurku. Trzymał go jako przypomnienie, by stale mieć się na baczności przed oszustami
zagrażającymi jego rodzinie.
Spojrzał na imię i nazwisko wydrukowane tłustym drukiem. Estella Martinez pra-
cowała w jego biurze. Piękna, inteligentna, pełna energii - miał ochotę nawiązać z nią
romans. Szczęśliwie instynkt ostrzegł go, by tego nie robił. Estelli na tym właśnie zależa-
ło.
Próbowała zainscenizować sytuację, w której zostaje jego ofiarą. Jej oskarżenia o sek-
sualne molestowanie i propozycja wyciszenia sprawy - ukrycia jej przed rodziną Reynar-
da i tabloidami za cenę kilkuset tysięcy euro - spotkały się z jego ostrą i stanowczą reak-
cją.
Żałosne
próby Estelli, by zdobyć sławę i wyłudzić pieniądze, zostały jasno przed-
stawione podczas rozprawy sądowej. Reynard wykorzystał wszystkie kontakty, a także
nazwisko i pozycję rodziny, by proces był zamknięty, a wyrok utajniony.
By uniknąć kary więzienia, Estella zgodziła się na ograniczenie swobody wypo-
wiedzi, sprytnie sformułowane przez adwokatów Reynarda. Otrzymała też nakaz za-
mieszkania z dala od wyspy i trzymania się z daleka od członków rodziny del Castillów.
Reynard wsunął zwięźle napisany dokument do koperty i włożył ją do niszczarki.
Protokół zniknął raz na zawsze, podobnie jak odprowadzona na lotnisko Estella.
Tamto doświadczenie pozostawiło po sobie niesmak. Niedawne zaręczyny z Sarą
Woodville wręcz przeciwnie. Sara nie stawiała mu
żadnych
warunków, zgodnie z tym,
czego oczekiwał, za to pomogła mu uspokoić dziadka, przejętego klątwą guwernantki.
Historia klątwy sięgała czasów, gdy wierzono w bajki i przesądy. Zdaniem Reynarda na-
leżała do tej właśnie kategorii. Za to dziadek od pewnego czasu zbytnio się nią przejmo-
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin