Williams Cathy - Karaibskie noce.pdf

(546 KB) Pobierz
Cathy Williams
Karaibskie noce
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jamie była spóźniona. Wskutek niefortunnej serii zdarzeń spóźniała się po raz
pierwszy, odkąd podjęła pracę u Ryana Shepparda.
Czekała na przyjazd metra, wraz z sześcioma tysiącami innych zdenerwowanych
pasażerów. Lodowate podmuchy wiatru wzdłuż peronu targały jej starannie ułożone
włosy, przypominały,
że
elegancki szary kostium i czarne czółenka może i nadają się do
biura, ale w
środku
londyńskiej zimy są zupełnie nieodpowiednie. Otulając się płasz-
czem, co dziesięć sekund spoglądała bezradnie na zegarek.
Ryan Sheppard nie znosił spóźniania się. Nigdy nie dała mu powodu do narzekań,
bo w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy codziennie przychodziła do pracy na czas - co
nie znaczyło,
że
tym razem
łaskawie
jej wybaczy.
Zanim pociąg z hukiem wjechał na peron, porzuciła nadzieję,
że
uda jej się dotrzeć
do biura przed dziewiątą trzydzieści. A ponieważ nic by nie osiągnęła, dzwoniąc do sze-
fa, kategorycznie zabroniła sobie choćby zerknąć na leżący w czeluściach torby telefon.
Zamiast tego skoncentrowała się na przyczynie, dla której wyszła z domu godzinę
później niż zwykle. Myśl o siostrze skutecznie wyparła z jej głowy wszystkie pozostałe.
Poczuła, jak w jej ciało wkrada się napięcie, a gdy wreszcie dotarła do okazałego, nowo-
czesnego szklanego budynku, w którym mieściło się biuro RS Enterprises, głowa pękała
jej z bólu.
RS Enterprises było centralą olbrzymiego koncernu należącego do jej szefa i za-
rządzanego przez niego. W
ścianach
majestatycznego biurowca biło serce organizmu, z
którego jak macki wyrastały liczne firmy. Nad wszystkim czuwała armia wysoko wy-
kwalifikowanych, wysoko zmotywowanych i wysoko opłacanych pracowników. Za
kwadrans dziesiąta większość z nich siedziała przy biurkach, dokładając starań, by trybi-
ki machiny Ryana kręciły się płynnie.
Zwykle za kwadrans dziesiąta także i ona siedziała przy biurku, zajęta pracą.
Ale dziś...
Jamie policzyła do dziesięciu, starając się wymazać twarz siostry ze swojej głowy,
i wjechała windą na piętro dyrektora.
L
T
R
Otwierając drzwi gabinetu, nie musiała zgadywać, w jakim jest nastroju. Zwykle o
tej porze albo znajdował się poza biurem - uprzednio wysławszy jej mejla z instrukcją,
czym się powinna zająć pod jego nieobecność - albo siedział przy biurku, pochłonięty
pracą.
Teraz jednak rozparł się w fotelu, z rękami za głową i nogami na biurku.
Nawet po osiemnastu miesiącach Jamie z trudem udawało się powiązać potężnego
biznesmena, jakim był Ryan Sheppard, z seksownym, nonszalanckim mężczyzną, który
nie odpowiadał
żadnemu
wyobrażeniu potentata finansowego. Czy to dlatego,
że
w bran-
ży
oprogramowania komputerowego liczyły się jedynie inteligencja i kreatywność, a nie
garnitur i wypolerowane na wysoki połysk skórzane buty? A może dlatego,
że
Ryan
Sheppard tak dobrze się czuł we własnej skórze,
że
było mu obojętne, co ma na sobie al-
bo co o nim pomyśli reszta
świata?
Rzadko można było go ujrzeć w garniturze. Zdarzało się to jedynie wtedy, gdy
spotykał się z inwestorami - choć Jamie bardzo szybko doszła do wniosku,
że
mógłby
zjawić się na spotkaniu w samych kąpielówkach, a cały
świat
i tak kłaniałby mu się do
stóp.
Ryan wymownie spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi, a następnie przeniósł
świ-
drujący wzrok na jej opanowaną twarz.
- Spóźniłaś się.
L
T
R
- Wiem. Bardzo przepraszam.
- Nigdy się nie spóźniasz.
- Tak. No cóż, winę ponosi nieobliczalna komunikacja miejska w Londynie.
- Bardzo chętnie przyjąłbym to wyjaśnienie, gdyby nie to,
że
nie tylko ty z niej ko-
rzystasz. Nikt inny się nie spóźnił.
Jamie zawahała się. Przed wejściem do gabinetu wpadła do luksusowej marmuro-
wej
łazienki
w końcu korytarza, wiedziała więc,
że
już nie przypomina zaniepokojonej,
rozczochranej dziewczyny, która dwadzieścia minut wcześniej wyłoniła się ze stacji me-
tra. Czuła jednak, jak narasta w niej zdenerwowanie.
- Zabierzmy się do pracy, a ja odrobię stracony czas. Mogę sobie odpuścić przerwę
na lunch.
- Jeśli nie nieobliczalny system komunikacji miejskiej to co cię zatrzymało? - Przez
ostatnie półtora roku Ryan chciał zajrzeć za nieprzeniknioną zasłonę spokoju swej nie-
słychanie sprawnej sekretarki, dojrzeć w niej człowieka. Ale Jamie Powell, lat dwadzieś-
cia osiem, o zadbanych krótko obciętych włosach i chłodnych brązowych oczach, pozo-
stawała dla niego tajemnicą. Zdjął nogi z biurka i przyjrzał jej się z zaciekawieniem. -
Ciężki weekend? Niewyspanie? Kac?
- Oczywiście,
że
nie!
- Nie ma absolutnie nic złego w pobłażaniu sobie od czasu do czasu.
- Nie upijam się. - Jamie postanowiła zdusić te insynuacje w zarodku.
Plotki rozchodziły się w RS Enterprises z prędkością
światła,
a ona nie zamierzała
dopuścić, by ktokolwiek pomyślał,
że
weekendy mijają jej na obserwowaniu przez dno
kieliszka, jak
życie
przemyka obok niej. Tak naprawdę nie chciała dopuścić, by współ-
pracownicy pomyśleli o niej cokolwiek. Już to przerabiała: zaprzyjaźniasz się z kolegami
z pracy, rozluźniasz się, spoufalasz się z szefem i - hokus-pokus! - nagle zaczynają dziać
się nieoczekiwane, nieprzyjemne rzeczy. Nie zamierzała drugi raz popełnić tego błędu.
- Jesteś wzorem cnót - stwierdził Ryan tonem, który sprawił,
że
zacisnęła zęby ze
złości. - Więc może budzik nie zadzwonił? A może...
Posłał jej uśmiech, który przypomniał, dlaczego właściwie cieszył się tak ogrom-
nym powodzeniem u płci przeciwnej. U kobiety, która nie miała się na baczności,
uśmiech ten mógł wywołać gęsią skórkę.
- Może - ciągnął, unosząc pytająco brwi - był z tobą ktoś, kto uczynił wstanie z
łóżka
w zimny grudniowy poranek odrobinę zbyt wielkim wyzwaniem?
- Wolałabym nie rozmawiać z tobą o moim
życiu
osobistym.
- Nie mam nic przeciwko temu, o ile nie wpływa ono negatywnie na twoje
życie
zawodowe. Ale pojawienie się w biurze o dziesiątej wymaga wyjaśnienia. I nie wystar-
czą mi zapewnienia,
że
będziesz pracować w czasie lunchu. Jestem wyjątkowo wyrozu-
miałym człowiekiem. - Zmierzył wzrokiem jej poważną twarz. - Gdy tylko miał miejsce
jakiś nagły wypadek, bez wahania dawałem ci wolne. Pamiętasz, jak musiałaś wezwać
hydraulika?
- To był tylko jeden raz!
L
T
R
- A ostatnie Boże Narodzenie? Czyżbym nie dał ci wspaniałomyślnie pół dnia
wolnego,
żebyś
mogła zrobić
świąteczne
zakupy?
- Dałeś pół dnia wolnego wszystkim.
- Otóż to! Jestem racjonalnym człowiekiem. Dlatego uważam,
że
należy mi się ra-
cjonalne wyjaśnienie twojego spóźnienia.
Jamie wzięła głęboki oddech i przygotowała się na ujawnienie skrawka swojego
życia
osobistego. Nawet takie niewielkie, nieznaczące zwierzenie - coś, co właściwie
trudno byłoby uznać za zwierzenie - było wbrew jej naturze. Niczym tykająca bomba
zegarowa groziło,
że
rozsadzi całe jej starannie wypracowane opanowanie. A na to nie
mogła pozwolić. Rzuci mu jedynie strzępek informacji, bo inaczej Ryan nie da jej spo-
koju.
Taki właśnie był - piekielnie zawzięty. Być może dzięki temu udało mu się zmienić
niewielką, upadającą firmę komputerową ojca w międzynarodowy koncern. Nigdy się
nie poddawał i nie odpuszczał. W ciele tego nonszalanckiego mężczyzny krył się potężny
instynkt biznesowy, który ustalał zasady i obserwował, jak cały
świat
się im podporząd-
kowuje.
Otworzyła usta, by zdać mu okrojoną relację z wydarzeń, gdy drzwi jego gabinetu
otworzyły się na oścież. A właściwie zostały otwarte z impetem, który sprawił,
że
oboje
z zaskoczeniem obrócili głowy w stronę długonogiej blondynki o niebieskich oczach,
która wpadła do pokoju. Przez ramię miała przerzucony gruby czerwony płaszcz z kasz-
miru.
Rzuciła go na najbliższe krzesło. Był to gest tak teatralny,
że
Jamie musiała wlepić
wzrok w podłogę, by nie wybuchnąć
śmiechem.
Ryan nie miał skrupułów, by po skończonej pracy przyprowadzać do biura kobiety.
Jamie uważała to za arogancję mężczyzny, któremu wystarczyło tylko skinąć głową, by
mieć każdą kobietę na zawołanie. Po co miałby się wlec do domu jakiejś kobiety o dzie-
wiątej wieczorem, skoro to ona mogła się udać do jego biura i zaoszczędzić mu wypra-
wy? W wyjątkowo gorączkowych okresach, gdy jego podwładni, napędzani czystą adre-
naliną, pracowali do późna, Jamie bywała
świadkiem,
jak odsyłał ich do domu, by razem
z towarzyszką zjeść w gabinecie chińszczyznę na wynos.
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin