Whitley Strieber - Wspólnota - Prawdziwa opowieść.pdf

(2355 KB) Pobierz
Whitley Strieber
Wspólnota
Prawdziwa opowieść
(Communion.
A true Story
/ wyd. orygin.: 1987)
Dla tych, którzy przeszli przez lustro,
I dla tych, którym ten blask w oczach lśni,
Dla tych, którzy ukryć to pragną,
I dla tych, co tajemnicę utracili,
Dla tych, co nie potrafią milczeć,
I dla tych, którzy kłamstwa się nauczyli.
Spis treści:
Podziękowania
Preludium. Zasłona skrywająca prawdę
Rozdział 1: Niewidzialny las. Pierwsze wspomnienia
Rozdział 2: Podróż w głąb jaskini umysłu. Hipnoza.
Rozdział 3: Barwy ciemności. Introspekcja.
Rozdział 4: Niebo pod stopami. Podróż we własną przeszłość.
Rozdział 5: Sojusz zagubionych. Wspomnienia mojej rodziny.
Rozdział 6: Obiekty na niebie. Nauka, historia i wiedza tajemna.
Epilog
Podziękowania
Podczas pracy nad niniejszą książką swą pomocą zaszczyciło mnie wielu wybitnych
przedstawicieli świata naukowego. Chciałbym podziękować doktorowi medycyny Donaldowi F.
Kleinowi, dyrektorowi Oddziału Badań Naukowych New York State Psychiatrie Institute i
wykładowcy psychiatrii na Uniwersytecie Columbia w College of Physicians and Surgeons, za
fachowo przeprowadzone seanse hipnotyczne. Dzięki uprzejmości doktora Roberta Naimana
podobne wsparcie otrzymała podczas hipnozy moja żona. Dr John Gliedman dokonał biegłej
analizy naukowej moich poglądów, jak również wniósł swój istotny wkład w książkę. Dr David
Webb, do niedawna członek Narodowej Komisji ds. Przestrzeni Kosmicznej, a obecnie wykładowca
i przewodniczący studiów kosmicznych w Center for Aerospace Sciences Uniwersytetu North
Dakota oraz dr Brian O'Leary, astronauta i planetolog, służyli mi radą opartą na kombinacji
fachowości, zdrowego sceptycyzmu i niezłomnego trzymania się faktów, bez czego nie byłbym w
stanie ukończyć mojej pracy. Dr Bruce Maccabee, fizyk i badacz w służbie Marynarki Wojennej
Stanów Zjednoczonych przeczytał rękopis niniejszej książki pod kątem zawartych w niej zagadnień
fizycznych – wszelkie błędy w zakresie tej dziedziny powstały wyłącznie z mojej winy. Doktor
David M. Jacobs, profesor przy katedrze historii Tempie Uniyersity był uprzejmy udzielić mi
wskazówek, głównie w zakresie tła historycznego.
Moje szczególne podziękowania należą się Buddowi Hopkinsowi, który nie szczędził czasu ani
wysiłku – często graniczącego z heroicznym – by pomóc zarówno mnie, jak i tym, którzy stanęli na
krawędzi rzeczywistości.
Obecność lekarzy i naukowców jako moich doradców nie oznacza wcale, iż przychylają się oni
do moich wniosków na temat tego, co mnie spotkało. Ich zainteresowanie wyrasta z pragnienia
zbadania czegoś, co wydaje się zjawiskiem niewyjaśnionym lub niezrozumiałym. Dla środowiska
naukowego natura tego zjawiska pozostaje niezgłębiona.
Preludium
Zasłona skrywająca prawdę
Rzeczywisty świat prześliznął się przez oczka sieci zarzuconej przez naukę.
Alfred North Whithead
Modcs of Thought
Jest to historia zmagań człowieka z druzgocącym spokój atakiem Nieznanego, historia na tyle
prawdziwa, na ile potrafię ją zawrzeć w słowach.
Wszystko wskazuje na to, że osobiście doświadczyłem bliskiego spotkania z przedstawicielami
pozaziemskiej inteligencji. Zagadką pozostaje jednak, kim właściwie byli i skąd przybywali. Czy
nie zidentyfikowane obiekty latające istnieją naprawdę? Czy opisywane tylekroć potworki i
demony to Przybysze z kosmosu?
Z początku sądziłem, że popadłem w obłęd, jednakże badania dokonywane przez trzech
psychologów i tyluż psychiatrów, oparte na całej masie testów psychologicznych i neurologicznych,
zakwalifikowały mnie do osobników normalnych pod każdym względem. Zostałem też poddany
testom na prawdomówność przez fachowca z trzydziestoletnim stażem. Ich wyniki nie przyniosły
żadnych rewelacji. Dotychczas obojętnie odnosiłem się do zagadnienia niezidentyfikowanych
obiektów latających i pozaziemskich cywilizacji; uważałem je nawet za sztucznie rozdmuchany
problem, dający się łatwo wytłumaczyć jako halucynacje i zaburzenia postrzegania. Cóż miałem
zatem pomyśleć, gdy Przybysze bez wahania wkroczyli w życie tak obojętnie nastawionego
sceptyka jak ja?
W późniejszym czasie zetknąłem się z wieloma ludźmi, których przeżycia pod wieloma
względami przypominały moje. Większość z nich była zrównoważona umysłowo. Nie wywodzili
się z żadnej określonej grupy, lecz tworzyli raczej przekrój amerykańskiego społeczeństwa.
Spotkałem pośród nich, między innymi, pracownika naukowego, policjanta i urzędnika federalnego.
W moim przypadku trudno byłoby zignorować zeznania świadków czy też fizyczne następstwa
spotkania, zbliżone do objawów pochorobowych. Istnieją, moim zdaniem, dwa możliwe
wyjaśnienia: albo Przybysze z kosmosu istotnie ingerują w nasze życie, albo też ludzki umysł
posiada niewiarygodną wręcz zdolność wytwarzania stanów zbliżonych do fizycznej
rzeczywistości. Żadna z tych możliwości nie jest jednak w chwili obecnej wytłumaczalna za
pomocą metod naukowych.
Znane jest mi uczucie obcowania z istotami pozaziemskimi, wiem, jakie dźwięki wydają, gdy
mówią, jak wyglądają wnętrza, w których przebywają i jakie unoszą się tam zapachy. Wiem także
jak się zachowują i w jaki sposób się pojawiają. Niewykluczone, że znam również powód ich wizyt
oraz ich oczekiwania względem nas, ludzi.
Rzekome spotkania z istotami z kosmosu nie są żadną nowością; ich historia sięga tysięcy lat
wstecz. Jednakże w drugiej połowie dwudziestego wieku spotkania te nabrały częstotliwości nigdy
dotąd nie notowanej przez rodzaj ludzki.
To, co zdarzyło się w moim przypadku, było wprost paraliżujące w swej realności. Przebłyski z
tych wydarzeń pojawiły się w mej pamięci jeszcze przed zastosowaniem hipnozy, na którą
zdecydowałem się, by dokonać pełnej rekonstrukcji.
Dotychczas relacje ludzi nawiedzanych przez Przybyszów z kosmosu spotykały się z drwinami i
niedowierzaniem. Twierdzono niesłusznie, że ich wspomnienia są ubocznym efektem hipnozy. To
akurat nieprawda – większość z tych ludzi zdecydowała się na hipnozę pod wpływem własnych,
niewymuszonych przebłysków pamięci.
Wyśmiewanie się z nich jest równie niestosowne jak żartowanie z ofiar gwałtu. Nie wiemy
dokładnie, co dzieje się w ich umysłach, ale – cokolwiek to jest – wywołuje u nich reakcję podobną
do szoku pourazowego. A społeczeństwo odwraca się do nich plecami, sterowane przez
zawodowych demaskatorów i krzykaczy, którym utajone kompleksy zawężają horyzonty i
zaciemniają umysł. Inni zaś, nieco bardziej odpowiedzialni naukowcy, żywią obawy, iż oficjalne
dążenie do rozwikłania enigmatycznego zagadnienia nie zidentyfikowanych obiektów latających
może sprowadzić naukę na manowce.
Z punktu widzenia studium ludzkiego zachowania, takie niebezpieczeństwo nauce nie grozi.
Ludzie rozwinięci intelektualnie nie powinni przymykać oczu na fakt, że w czyimś życiu zachodzą
niewytłumaczalne procesy. Przeciwnie, powinni stawić czoło Nie znanemu z czystą i jawną
ciekawością. Wtedy bowiem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, następuje gruntowna
przemiana. Z zagadkowego istnienia w zakamarkach umysłu wyłaniają się zręby poznania,
dążącego do rzetelnego i dogłębnego zrozumienia zjawiska.
Osobiście doświadczyłem tego uczucia, innym też się to przytrafiło i przytrafia się nadal. Istotne
jest więc, aby wszystkim tym ludziom zapewnić konkretną i efektywną pomoc, a nie szydzić z nich.
Ze wstydem przyznaję, że w przeszłości zdarzyło się to w demaskatorskim zapale również mnie.
Jeżeli chodzi o UFO, i tu trzymałem stronę sceptyków.
Kiedy w nocy wznoszę wzrok ku niebu, widocznemu poprzez wysokie haki sklepienia nad
oknem mojego biura, widzę chmury rozświetlone poświatą bijącą z Manhattanu. Ciemność na
wysokości zwieńczenia łuku przykuwa mój wzrok. Odczuwam wtedy nie tylko niepokój i strach,
szczerze mówiąc, ogarnia mnie także ciekawość. Chciałbym wiedzieć co dzieje się tam wysoko.
Kiedy tak patrzę, czerń nieba jeszcze się potęguje.
Ludzie, którzy zetknęli się z Przybyszami, opisują ich jako niewysokie, energiczne postaci o
wzroku przenikającym do najgłębszych pokładów istnienia. W tym wzroku ukryta jest prośba,
może nawet żądanie. Czego? Na razie nie wiadomo.
Cokolwiek by to było, z pewnością nie chodzi tylko o zwykłą informację. Nie wydaje mi się też,
by celem była prosta i otwarta wymiana, jakiej moglibyśmy się spodziewać. Cel ten wykracza poza
postrzegalne działania, z jakimi się stykamy. Sądzę, że Przybysze pragną dotrzeć do najgłębszych
pokładów duszy, że pragną duchowe go zjednoczenia.
Rozdział 1
Niewidzialny las
Pierwsze wspomnienia
W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak nieomylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.
Jak ciężko słowem opisać ten srogi Bór,
owe stromych puszcz pustynne dzicze,
Co mię dziś jeszcze nabawiają trwogi.
Gorzko – śmierć chyba większe zna gorycze;
Lecz dla korzyści, dobytych z przeprawy,
Opowiem lasu rzeczy tajemnicze.
Dante – „Boska komedia”, Pieklą, Pieśń I, przekład Edwarda Porębowicza
26 grudnia 1985
W odludnym zakątku północnej części stanu Nowy Jork mamy z żoną drewniany domek.
Właśnie tam zaczęły się nasze niesamowite przeżycia. Zajmę się najpierw wydarzeniami z 26
grudnia 1985, by następnie przejść do późniejszych wspomnień dotyczących chronologicznie
wcześniejszego dnia 4 października. Zanim zwróciłem się o pomoc do lekarzy, pamiętałem tylko,
że 4 października mój spokój został w niewytłumaczalny sposób zakłócony. Po przeżyciach
grudniowych, zapytany przez przeprowadzającego wywiad lekarza specjalistę o inne nadzwyczajne
wydarzenia z mojej przeszłości, wymieniłem właśnie ową noc 4 października, jednakże dopiero
rozmowy z ludźmi, którzy przebywali wówczas w naszym domku przyczyniły się do odtworzenia
przebiegu wypadków.
Poniższa relacja z 26 grudnia pochodzi z mojego dziennika, który prowadziłem, zanim jeszcze
poddałem się hipnozie, czy nawet zwierzyłem się komukolwiek z moich przeżyć.
Oto, co zdołałem samodzielnie odtworzyć.
Domek nasz, głęboko ukryty i zaciszny, jest jedną z kilku podobnych chatek rozproszonych na
zalesionym obszarze. Dojeżdża się tam prywatną błotnistą drogą, odchodzącą od rzadko używanej
wiejskiej szosy, która prowadzi do pobliskiego miasteczka. Na wielu mapach nie jest ono nawet
zaznaczone. W tej głuszy spędzamy ponad połowę roku, ponieważ właśnie tam wykonuję
większość mojej pracy. Poza tym mamy jeszcze mieszkanie w Nowym Jorku.
Prowadzimy bardzo stateczny tryb życia. Nieczęsto gdzieś wychodzimy, rzadko pijemy coś
mocniejszego od wina, żadne z nas nie używało też nigdy narkotyków. W latach 1977-1983
napisałem kilka horrorów, lecz ostatnio skupiłem się na pracy nad poważniejszymi powieściami na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin