!Winston Groom - Gump i spółka.pdf

(831 KB) Pobierz
WINSTON GROOM
G
UMP I SPÓŁKA
(P
RZEŁOśYŁA
: J
ULITA
W
RONIAK
)
SCAN-
DAL
Mojej uroczej
Ŝonie,
Anne-Clinton Groom
która przeŜyła z Forrestem
tyle uroczych lat.
MODLITWA BŁAZNA
Gdy uczta dobiegła końca, król,
By myśli złych wstrzymać gonitwę,
Do błazna rzeki: ,,Klęknij tu, błaźnie,
I szybko zmów do mnie modlitwę”.
Trefniś zdjął czapkę z dzwoneczkami,
Zerknął na kpiące miny wkoło.
Jego gorycz skrywała farba,
Którą umazał twarz po czoło.
Schylił głowę, powoli klęknął,
Parsknęli
śmiechem
dworzanie,
A on wyszeptał błagalnym tonem:
“OkaŜ błaznowi litość, panie”.
..........................................................
Zaległa cisza; król wyszedł z sali,
W ogrodzie usiadł w swej altanie
I w samotności szepnął cicho:
“OkaŜ błaznowi litość, Panie”.
Edward Rowland Sili, 1868
Rozdział l
Jedno wam powiem: kaŜdemu zdarza się spudłować w
Ŝyciu,
dlatego wokół spluwaczek
leŜą gumowe wycieraczki. I jeszcze jedno wam powiem: nie pozwólcie
Ŝeby
ktoś kręcił film o
waszym
Ŝyciu.
Nie chodzi o to jak was przedstawią, chodzi o to
Ŝe
potem nie odpędzicie się od
ludzi - będą się do was przyklejać, wypytywać o róŜne rzeczy, wtykać wam kamery pod nos,
prosić o autografy, gadać bzdety o tym jakie to fajne z was chłopaki. Ha! Gdybym mógł
załadować do beczek i sprzedać tę całą wazelinę, to miałbym więcej szmalu niŜ panowie Donald
Trump, Michael Mulligan i Ivan Bonzosky razem wzięci. Ale do sprawy tych panów i szmalu
jeszcze wrócę.
Najpierw opowiem wam co się ze mną działo przez ostatnie dziesięć czy dwanaście lat.
OtóŜ duŜo się działo. Po piersze jestem dziesięć czy dwanaście lat starszy, co jest znacznie mniej
zabawne niŜ się moŜe wydawać. Po drugie mam trochę siwych włosów na łepetynie i nie jestem
juŜ tak szybki w biegach jak dawniej, o czym przekonałem się kiedy weszłem na boisko - bo
trzeba wam wiedzieć
Ŝe
znów zaczęłem grać w futbola. Po co?
śeby
zarobić nieco mamony.
Było to w Nowym Orleanie gdzie wylądowałem po rozlicznych pierepałkach, sam jak
palec. Szybko znalazłem sobie pracę: zamiatanie w lokalu z rozbieraniem, na które mówiło się
striptiz. “U Wandy” zamykano dopiero o trzeciej nad ranem, więc w ciągu dnia miałem kupę
wolnego czasu. Którejś nocy siedzę sobie grzecznie w kącie i patrzę jak moja przyjaciółka
Wanda się striptizuje, kiedy nagle tuŜ przy scenie wybucha wielka awantura. Latają
przekleństwa, krzesła, stoły, butelki po piwie, ludzie drą się na cały regulator, jedni drugich
łomoczą po głowach, kobiety piszczą. Na ogół niewiele sobie z takich bójek robiłem bo walono
się dwa albo trzy razy na wieczór, ale tym razem jeden z bójkowiczów wydał mi się znajomy.
Był ogromny jak stodoła, trzymał w łapie butelkę piwa i wymachiwał nią jak zawodnik co
się szykuje do podania piłki. Kurde, takiego wymachu nie widziałem od czasu jak grałem w
futbola na uniwerku w Alabamie. Patrzę, ze zdumienia przecieram oczy i kogo rozpoznaję?
Kumpla z druŜyny, WęŜa we własnej osobie! Tego samego, któremu dwadzieścia lat temu jak
graliśmy na Orange Bowl z palantami z Nebraski coś się pokiełbasiło we łbie i zamiast w
końcówce meczu rzucić piłkę do mnie, cisnął ją na aut. Oczywiście przez ten jego pokiełbaszony
rzut nasza druŜyna przegrała, mnie wysłano do Wietnamu... ale dobra, nie ma co do tego wracać.
No więc podeszłem, wyrwałem mu butelkę, on się okręcił, wybałuszył gały i tak się
ucieszył na mój widok
Ŝe
z radości walnął mnie w baniak. I to był błąd, bo zwichnął sobie łapę.
Jak wtedy nie rozedrze mordy, jak nie puści wiąchy! Pech chciał
Ŝe
akurat w tym momencie
zjawili się gliniarze i zgarnęli nas wszystkich do paki, a paka to takie miejsce, o którym co nieco
wiedziałem i to wcale nie ze słyszenia. Ale nic. Rano jak juŜ wszyscy potrzeźwieli klawisz
przyniósł nam
śniadanie,
po ciepłej parowie i czerstwej bułce, a potem zaczął się pytać czy
chcemy do kogoś zadzwonić,
Ŝeby
przyszedł z kaucją i nas wykupił czy wolimy pokiblować parę
dni.
WąŜ się wścieka jakby bąka połknął.
- Psiakrew, Forrest, ilekroć się natykam na twój tłusty zad, zawsze ląduję w tarapatach.
Tyle lat cię nie widziałem i było dobrze; spotykam cię i co? Trafiam do pierdla!
Bez słowa kiwam łepetyną, bo co mam powiedzieć? Ma rację.
Po pewnym czasie przychodzi jakiś gość, z bardzo smętną miną wpłaca forsę, no i
wkrótce opuszczamy więzienie, ja, WąŜ i jego kumple.
- Swoją drogą - mówi do mnie mój dawny koleś - co, u licha, robiłeś w tej knajpie?
Więc mu wyjaśniam
Ŝe
pracuję tam jako sprzątaczka; WąŜ patrzy na mnie dziwnie, a
potem woła:
- Rany boskie, człowieku! Miałeś wielką firmę krewetkową w Bayou La Batre! Co się
stało? PrzecieŜ byłeś milionerem!
Skoro pytał to mu opowiedziałem całą smutną prawdę o tym jak interes krewetkowy
wziął i splajtował.
A było to tak. Wyjechałem z Bayou La Batre bo miałem po dziurki w uszach tego gówna,
co się wiąŜe z prowadzeniem duŜej firmy. Cały interes zostawiłem na barkach mamy i moich
dwóch przyjaciół: porucznika Dana, którego znałem z Wietnamu i mistrza szachowego pana
Tribble, który sponsorował mnie w turniejach szachowych. Najpierw umarła mama - i to
wszystko co mam do powiedzenia na ten temat. Potem zadzwonił do mnie porucznik Dan,
Ŝe
odchodzi z firmy, bo juŜ się dość wzbogacił. A jeszcze potem dostałem list z urzędu
podatkowego, w którym pisało
Ŝe
poniewaŜ nie płaciłem podatków z działalności krewetkowej,
to oni - znaczy się ten urząd - zamykają mi firmę a budynek i kutry przejmują na własność. Kiedy
pojechałem zobaczyć co się dzieje, zobaczyłem
Ŝe
nie działo się absolutnie nic. Budynki stały
puste, telefony były odcięte, eklektryczność wyłączona, a na drzwiach wejściowych wisiała
Zgłoś jeśli naruszono regulamin